niedziela, 25 października 2015

Niedyspozycja w kwesti pisania

Witam Was wszystkich,

Wiem, że od sierpnia nie pojawiają się nowe rodziały.
Muszę się Wam przyznać, że nabawiłam się problemów z prawym nadgarstkiem.
Chodzę po lekarzach, jestem na lekach, ale nic nie idzie ku lepszemu. :(

Uwierzcie mi, że jest to dla mnie ogromny dyskomfort, gdyż
jestem praworęczna i nie mogę normalnie pisać.
Dlatego blog jest zawieszony... :(

Niestety, nie mogę nawet przybliżyć Wam daty, kiedy będę w stanie napisać
12 rozdział i wrzucić go tutaj. 

Wybaczcie, lecz choroba nie wybiera. :(

Dziękuję wszystkim tym, którzy wciąż piszą i dopytują się o nowe rodziały.
Wybaczcie, że nie poinformowałam Was wcześniej, lecz tak jak mówię,
myślałam, że to stan przejściowy, a okazało się, że to poważniejsze zapalenie...

Spider

P.S. Jak tylko wrócę do zdrowia, znów zacznę pisać... obiecuję.

środa, 15 lipca 2015

Hipnotyzer - Rozdział 11

 ROZDZIAŁ 11

Zapadł wieczór. Noc wydawała się ciemniejsza niż zwykle, a pioruny ustały, więc nie było jak jej rozświetlić. Księżyc ukryty był za grubą warstwą chmur podobnie, jak gwiazdy. Nawet deszcz uspokoił się i tylko delikatnie siąpił, jak gdyby był ciszą przed kolejną burzą.

Christian trzymał Rosaline pod rękę, gdy razem z nią wchodził do zatajonego wcześniej przed nią pomieszczenia pod schodami. Sprowadził ją na dół do dość sporej sali z okrągłym stołem. Nie było tam okien, ale i tak było tam stosunkowo jasno – odpowiedzialne były za to liczne świece, które również wyganiały chłód z kamiennych ścian.

Pomieszczenie było raczej osobliwe – stół był prosty i drewniany, otaczały go pięknie rzeźbione krzesła o dużych, miękkich oparciach, a na nim leżały czyste kartki papieru i długopis. Oprócz tego mebla, stojącego w centrum były tam przeszklone regały z fotografiami rodzinnymi, jakimiś dokumentami i książkami, była komoda, na której stała złota figurka konia stojącego dęba otoczona niewielkimi świeczuszkami. Na ścianie wisiał obraz starego człowieka z ciemną postacią w tle, który potrafił wywołać ciarki.

To miejsce miało dość nietypową atmosferę. Nie można było powiedzieć, że unosił się tam niepokój, ale Rosaline na pewno nie czuła się spokojna, gdy weszła tam w towarzystwie pana domu.

– Jest pan… pewien, że to dobry pomysł? – Kobieta nerwowo poprawiła swoją błękitną suknię, którą dostała od Christiana.– Igranie z duchami nie kończy się dobrze z tego, co słyszałam.

– Nie ma powodów do obaw, Cassie ma szczególny talent do kontaktowania się z
duchami. – Powiedział bez emocji, ale Rosaline nie pocieszyła taka informacja. Można by powiedzieć, że wręcz przeciwnie.

– Pana siostrzyczka będzie prowadziła ten seans? – Spytała, a w jej oczach wymalował się strach, który nie umknął mężczyźnie.

– Tak. – Christian obejrzał się dyskretnie na zejście, aby upewnić się, że jeszcze chwilę są sami i przystawił kobiecie usta do ucha. – Nie obawiaj się. Usiądziesz koło mnie, będę trzymał Cię za rękę.

Rosaline nieświadomie się rozluźniła. Było to jednak tylko chwilowe, gdy Christian był blisko czuła spokój, lecz gdy na dźwięk kroków odsunął się – znów powróciło dziwne uczucie.

Oboje zajęli miejsca. Christian usiadł po prawej stronie jedynego krzesła, które wyróżniało się pod względem wielkości, Rosaline usiadła zaraz obok niego. Poczuła się lepiej, zdając sobie sprawę z faktu, że siedziała blisko wyjścia, tłumaczyła więc sobie, że w każdej chwili może opuścić pomieszczenie.

Za moment do pomieszczenia weszła Linette, a tuż za nią Cassie. Najmłodsza z rodzeństwa Chavez zasiadła na honorowym miejscu, a jej starsza siostra po jej lewej. Za moment dało się słyszeć znajomy, pozytywny głos Alberta, który nieco spopielony wpadł ze swoim uczniem Edwardem do sali.

– Mówiłem, że trzeba to przemnożyć przez pierwiastek z czterdziestu siedmiu, a nie z trzydziestu ośmiu. – Zakończył rozmowę naukowiec, gdy zszedł ze schodów.

– Nawet nie będę pytała, co tym razem robiłeś. – Mruknęła Linette, gdy Albert spoczął obok niej.

– Może to i lepiej. – Uśmiechnął się Edward. – Mogę? – Spojrzał na Rosaline chcąc usiąść obok niej.

– Tak, proszę. – Odwzajemniła jego uśmiech, a gdy chłopak zajął miejsce Albert spojrzał na Christiana.

– A gdzie babcia?

– Nie wiem czy przyjdzie, nie czuje się najlepiej po śmierci Mortha.

– Trudno się dziwić, stracić dziecko to dla matki niewyobrażalny ból. – Rosaline posmutniała, nie mogła sobie nawet wyobrazić, co kobieta przechodzi.

– Powiedziała, że przyjdzie, jak obiecałam, że skontaktuję się z Morthem. – Napomknęła Cassie.

– Świetna myśl, kochanie. – Pochwalił ją Albert. – Może dowiemy się, kto jest odpowiedzialny za ten incydent, osobiście mam teorię, że to ktoś z Nas, w końcu tylko my byliśmy w domu, a z drugiej strony mogło to być włamanie, ale kto chciałby zabijać Mortha, nikt oprócz Nas go nie znał. Szkoda, tyle o niego walczyłem, żeby żył no może przypłacił to trochę wyglądem i ułamkiem umysłowym, ale w końcu nie było aż tak źle…

– Dosyć! – Przerwała mu Linette i spojrzała na niego. – Za dużo mówisz, głowa mnie od tego boli. – Zmierzyła go niemiłym spojrzeniem.

– Babciu, przyszła babcia. – Edward spojrzał na staruszkę, która leniwie zeszła ze schodów. 

Matka Mortha usiadła obok Alberta i z żalem spojrzała na Rosaline. Gdyby nie jej obecność, jedno miejsce zostałoby wolne, bo przecież zamiast niej siadywał tam zwykle jej synek. Christian widział to, inni również, ale nikt nic nie powiedział. Jedna Rosaline poczuła się odrobinę niekomfortowo.

– Zaczynajmy. Na początek… dla niewtajemniczonych, jesteśmy spokojni, nie wybiegamy z krzykiem, siedzimy na miejscach aż do samego końca. – Zaczęła Cassie i spojrzała wymownie na Rosaline, której przerażenie wypływało z niej i emanowało tak mocno, że było odczuwalne.

– Może ja jednak wyjdę… – Zaczęła i chciała się podnieść, ale Christian złapał ją za ręce i posadził z powrotem.

– Wszystko będzie dobrze, uspokój się. – Patrzył, jak kobieta pobladła. – Odetchnij głęboko, uwierz mi, że Cassie wie, co robi. Nic nie ma prawa pójść źle.

Mówił patrząc jej w oczy i położył jej rękę na policzku. Rosaline patrzyła w jego oczy, jak gdyby szukała w nich potwierdzenia tego, co mówi.

– Jestem tu, nie bój się.

Gdy Christian wypowiedział te słowa, Cassie spojrzała wymownie na Linette, jak gdyby właśnie potwierdziła się jej teoria. Starsza siostra zareagowała jednak dość negatywnie.

– Możemy wreszcie zacząć? – Zmierzyła Rosaline niemiłym spojrzeniem.

Zapadła cisza. Cassie zamknęła oczy, a wszyscy zebrani skierowali swoje oczy na nią. Dziewczynka zwiesiła głowę i mamrotała coś pod nosem. Rosaline nie mogła jej zrozumieć – w teorii słyszała słowa, które wypowiadała, ale nie mogła rozróżnić w jakim języku mówi i czy to w ogóle jest jakikolwiek język. Za moment w pomieszczeniu dało się wyczuć zmianę temperatury. Zrobiło się nieco chłodniej, Rosaline poczuła gęsią skórkę na każdej części swojego ciała. Długo to nie potrwało, za moment każdy z członków seansu poczuł kolejną, wyraźną zmianę w otoczeniu – nieopisane uczucie czyjejś obecności, poza wszystkimi, zgromadzonymi rzecz jasna.

– Morth? – Odezwała się nagle Cassie, pewnym siebie głosem. – Jeśli to Ty, daj Nam jakiś znak.

Cisza. Rosaline czuła, jak serce łomotało jej w piersi. Miała ochotę wyjść, nie mogła znieść tego przerażenia, które ją ogarnęło. Christian koncentrował na niej swoje spojrzenie i choć trzymał ją za rękę nie wiele mógł w tym momencie zdziałać.

– Daj Nam znak. – Powtórzyła dziewczynka, dopiero wtedy połowa świec w pomieszczeniu zgasła.

W oczach starszej kobiety wymalowała się nadzieja. Cassie widziała to, postanowiła więc nie czekać dłużej i przejść do sedna sprawy.

– Morth, powiedz Nam kto Cię zabił.

Nikomu z obecnych nie udało się nic usłyszeć przez długą chwilę, jednak po kilkunastu minutach martwej, nic nie wnoszącej ciszy na kartce papieru, długopisem zostały napisane takie słowa:


Kobieta, która jest w tym pokoju.

SPIDER

czwartek, 2 lipca 2015

Hipnotyzer - Rozdział 10

Krótka notka od autora

Z uwagi na fakt, że zaczęły się wakacje, a ja odreagowuję dość dotkliwie miniony już
(na całe szczęście) rok szkolny, mam mało "czasu" na pisanie.

Rozdział 10 jest rozdziałem dość krótkim, niemniej jednak rozwijają się tutaj
nowe wątki. Przepraszam za to drobne opóźnienie, wiem że rozdział miał być wczoraj, ale po
prostu nie dałam rady go wrzucić. 

Miłego czytania, czekam na Wasze opinie. :)
Spider

ROZDZIAŁ 10

Linette weszła do pokoiku, w którym urzędowała matka Mortha. Nie wychodziła stamtąd, odkąd dowiedziała się o jego śmierci. Wcześniej też nie widywało się jej zbyt często, ale teraz było wiadomo, że po prostu nie opuszcza tego pomieszczenia i siedzi zamknięta w swojej rozpaczy. Oczywiście razem z bratem utrzymywali wersję, że okoliczności śmierci jej syna są nieznane. Właśnie dlatego, siostra pana domu do niej zajrzała – uznała, że będzie to dobrze widziane, jeśli ją pocieszy.

– Babciu? – Tak zwracali się do niej wszyscy, w tym domu. – Jak się babcia czuje?

– Mój syneczek… – Zawodziła w kącie staruszka otoczona swoimi słoikami i ściskała w rękach płaszcz, który Morth nosił za życia.

– Przykro mi, babciu. – Kłamała i położyła staruszce rękę na ramieniu. Stan kobiety nie budził w niej jakiegokolwiek żalu za swój czyn. – Ani ja, ani Christian nie mamy pojęcia, jak to mogło się stać i pewnie się nie dowiemy. Nie ma żadnych wskazówek. Niech babcia przestanie się tym już zadręczać.

– Mój syneczek! – Wybuchła głośnym płaczem staruszka i ukryła twarz w dłoniach, a Linette dyskretnie wywróciła oczami.

– Babciu, proszę… nie odwrócimy tego, co się stało. Musi babcia się z tym pogodzić, babci płacz nie wróci życia Morthowi.

– Nic mu go już nie wróci!

– Właśnie, nie ma sensu płakać. – Tłumaczyła siostra Christiana.

– To na pewno ta dziewczyna! To na pewno ona! – Mówiła przez łzy matka zabitego.

– Rosaline? – Linette zdziwiły takie słowa, ale w jej oczach błysnęło zainteresowanie.

– A kto by inny?! Nikt w tym domu nie zabiłby mojego syneczka! To mogła być tylko ona!

– Babciu, nie ważne kto to. Niech już babcia przestanie płakać.

Kobieta odsunęła się i chciała wyjścia. Nie miała już ochoty słuchać dalszych zawodzeń i lamentów kobiety, w rzeczywistości one wcale ją nie obchodziły. Uważała swój czyn za słuszny, Morth dostał to, na co w jej mniemaniu sobie zasłużył poza tym stał jej na drodze do osiągnięcia celu i musiała go zabić.

– Ja się zemszczę! Pomszczę Cię syneczku! – Zaczęła wykrzykiwać staruszka.

Linette właśnie doznała olśnienia. Mimo to opuściła pokój zrozpaczonej matki i podążyła do siebie. Właśnie zrozumiała, jak była głupia. Jej problem właśnie mógł rozwiązać się sam – ze śmierci Mortha miała więcej korzyści niż się spodziewała.

***

Rosaline siedziała z Christianem w salonie, przy herbacie. Mężczyzna obawiał się zostawiać ją teraz samą, w świetle ostatnich wydarzeń. Nie miał pojęcia, kto podłożył tamten nóż i dlaczego, ale miał swoje domysły, których jednak nie zamierzał sprawdzać. Obawiał się, że one się potwierdzą.
W pomieszczeniu rozchodził się przyjemny zapach herbaty, a świeżo pieczone przez służbę ciasteczka z każdym, kolejnym kęsem były tak samo doskonałe. Jednak to wszystko było dla niego niczym w porównaniu do widoku Rosaline, która zawsze była dla niego piękna, lecz z każdym, kolejnym dniem piękniała.

– Czy mogę pana o coś spytać?

– Oczywiście. – Christian spojrzał w oczy kobiecie, gdy z jej ust wyszły takie słowa.

– Czy umie pan… czytać w myślach?

– To dość dziwne pytanie. – Odpowiedział bez zawahania mężczyzna, słysząc zająknięcie kobiety.

– Wiem, ale… czasem odnoszę takie wrażenie, jak gdyby pan potrafił. – Uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że to co mówiła jest szalone, ale nie miała już nic do stracenia.

– Powiedziałbym, że to część mojego hobby, ale nie posiadam mocy nadprzyrodzonych. – Zapewnił ją.

– Zabierze mnie pan dziś do siebie?

– Po co? – Spytał podejrzliwie, choć znał odpowiedź.

– Chciałabym jeszcze raz tak odpocząć. – Przyznała bez krępacji. – To było niesamowite, chcę doświadczyć tego jeszcze raz.

Mężczyzna nieoczekiwanie wstał. Nie specjalnie pośpiesznym krokiem przemieścił się za jej plecy i położył dłonie na jej szyi. Rosaline znów poczuła to nieopisane mrowienie i poczuła, jak jej kark się rozluźnił. Odchyliła głowę i oparła o jego brzuch, rozchylając przy tym usta i wydychając głośno powietrze.

Nawet nie zdawała sobie sprawy, że Linette stanęła w drzwiach od salonu – Christian natomiast czuł na sobie spojrzenie, ale nie odwracał się. Koncentrował się na tym, że jego palce dotykały aksamitnej skóry kobiety, która budziła w nim pragnienie, przed którym wciąż się wzbraniał.

– Znów ich podglądasz? – Siostra pana domu wzdrygnęła się i podskoczyła, gdy spojrzała na swoją młodszą siostrę.

– Nikogo nie podglądam. – Powiedziała lekko oburzona.

– Będziesz na seansie dziś wieczorem? Myślałam o tym, żeby wywołać ducha Mortha.

Słowa Cassie przeraziły Linette, mimo że na jej twarzy nie pojawiła się najmniejsza zmiana, zdradzająca obawy, które zrodziły się w jej głowie.

– Wywoływanie duchów znanych Nam osób nie jest najlepszym pomysłem. Może dojść do sytuacji, że zechcą do Nas wrócić i nie będziemy mogli ich odpędzić. – Kłamała. Nie miała pojęcia, czy może się tak zadziać, nie znała się na duchach, to była działka jej siostry. Ale nie mogła pozwolić, aby Cassie skontaktowała się z jej ofiarą.

Dziewczynka jednak wzruszyła tylko ramionami – opowieści siostry najwyraźniej uznała za bezsensowne i przelotnie spojrzała na swojego brata.

– Christian się chyba zakochał. – Zmieniła kompletnie temat.

– Skąd to wiesz? – Linette zmierzyła dziecko podejrzliwym spojrzeniem. To prawda, że Cassie była nietypową dziewczynką, ale jej inteligencja momentami była przerażająca.

– Wystarczy spojrzeć, jak na nią patrzy. Jak się przy niej zachowuje. Sądzisz, że dla kogokolwiek byłby tak litościwy, gdyby w grę nie wchodziły uczucia?

Linette zamilkła. Zawrzał w niej gniew, ale pilnowała się, aby nic nie dać po sobie poznać. Odeszła bez słowa kierując się do siebie. Minęła po drodze matkę Mortha odzianą w czerń – pogrążona była w głębokiej żałobie, która na kobiecie nie wywierała zbyt wielkich emocji. Niemniej jednak Linette zatrzymała się, gdy patrzyła, jak schodziła na dół. Emanowała od niej dziwna aura, nigdy w życiu domowniczka nie widziała jej w takim stanie. To była aura nienawiści – zdecydowanie.


SPIDER

czwartek, 18 czerwca 2015

Hipnotyzer - Rozdział 9 (zamknięcie bloga odwołane)

Krótka notka od autora

Ok... namówiliście mnie. :)

Sądziłam, że "Hipnotyzer" ucierpiał ostatnio trochę pod kątem technicznym i pod kątem fabuły, ale odkąd opublikowałam post o decyzji zamknięcia (która wtedy wydawała mi się pewna)
otrzymałam niezmiernie dużo sprzeciwów różną drogą (komentarze, maile, gg), więc
postanowiłam, że nie będę wredna i jednak doprowadzę historię do końca.

Dziękuję Wam za wsparcie, podbudowaliście mi trochę samoocenę. Macie tu
nowy rozdział. :)

ROZDZIAŁ 9

Christian tulił do swojej klatki piersiowej przerażoną i zapłakaną Rosaline, która gniotła mu koszulę swoimi niewielkimi dłońmi. Służący, których pan domu tam sprowadził przeszukiwali pokój, aby upewnić się, że nie ma tam innych, niebezpiecznych przedmiotów, w pierwszej kolejności usunęli naturalnie nóż, który znalazł się tam z niewiadomych powodów.

– Chyba wszystko jest w porządku. – Orzekła Linette, która również pomagała w przeszukiwaniu.
Dla Rosaline nic nie było w porządku. Nadal drżała z nerwów, a najbardziej odczuwał to pan Chavez, który trzymał ją blisko siebie.

– Niech sprawdzą wszystko jeszcze raz. – Powiedział spoglądając przelotnie na siostrę i uniósł młodej kobiecie, którą przytulał podbródek doprowadzając do tego, że spojrzała na niego. – Chodź, pójdziesz ze mną. Uspokoimy Cię.

Wyprowadził ją bez trudu. Nie dał jej jednak zejść na dół. Otworzył drzwi, które dotąd były dla niej tajemnicą i ukazał jej schody, które pamiętała ze swojego snu.

– Em… – Zająknęła się. Może to nie był sen, a wspomnienie?

– Czy coś nie tak?

– Nie, nie. – Powiedziała i poczuła, jak ujął jej dłoń.

– Obiecywałem Ci niedawno, że pokażę Ci moje hobby. – Mówił prowadząc ją powoli na dół.

***

Christian zamknął drzwi. Oboje znajdowali się w jednej z sal, która znajdowała się w skrywanej części domu. Była niewielka i choć kamienna, liczne świece, które ją otaczały nie pozwalały odczuwać chłodu, jaki w takich miejscach powinien panować. Równocześnie były one jedynym źródłem światła.

– Nie jest pan okultystą, prawda? – Spytała Rosaline, gdy widziała przed sobą kamienny stół.

– Oczywiście, że nie. – Zapewnił ją wyciągając z szafy jaka stała w zaciemnionym rogu bordowy koc.

Nie miała powodów, aby mu nie wierzyć. Był chyba jedyną osobą w tym tajemniczym domu, przy którym czuła się bezpiecznie mimo, że miała wiele pytań, na które wciąż nie znała odpowiedzi. Niemniej jednak czuła niepokój w sercu. To miejsce miało bardzo specyficzną atmosferę, było tam cicho, koszmarnie cicho. Gdyby się skupić na pewno można usłyszeć pracę swoich wewnętrznych narządów. Mrok, rozświetlany przez niewielkie płomienie ognia też miał swój wkład w wyjątkowy klimat tego miejsca.

– Połóż się.

Kobieta spojrzała na Christiana, gdy wypowiedział te słowa. Można to było interpretować jako swego rodzaju rozkaz, niemniej jednak ton jego głosu zupełnie na to nie wskazywał.
Rosaline dotknęła ręką koca, który spoczywał na stole. Ostrożnie na nim usiadła i położyła się delikatnie, jakby mając obawę, że ta jedna, kamienna noga, która go podtrzymywała mimo swej grubości zaraz pęknie.

Odetchnęła głęboko i ogarnął ją dziwny spokój, który niewytłumaczalnie wygonił z jej głowy trochę obaw. Nigdy nie doświadczyła czegoś takiego. Nie pamiętała już co takiego wprawiało ją w nerwowy stan. Spojrzała na mężczyznę, który stał niedaleko. W rogu pomieszczenia zapalił jakieś kadzidełko stojące na niewielkiej szafeczce. W mgnieniu oka po pokoju rozszedł się przyjemny dla nozdrzy zapach. Rosaline nie umiała go opisać, nie znała go, nigdy nie czuła. Ale była pewna, że się jej podobał. Jej mięśnie same się rozluźniły, a powieki przymknęły.

– Podoba Ci się? – Gdy Christian się do niej odezwał, ponownie otworzyła oczy i spojrzała, że stanął nad nią.

– Tak. – Na jej twarzy wymalował się delikatny uśmiech, a mężczyzna położył jej ręce na szyi.
Nie uciskał, nie próbował jej dusić. Dotykał ją tylko lekko, a ona czuła przyjemne mrowienie. Kark jej nie drętwiał, wręcz przeciwnie czuła się jeszcze bardziej zrelaksowana.

– Jak pan to robi? – Spytała, gdy zamknęła oczy. Tak bardzo się rozluźniła, że nie była w stanie trzymać ich już dłużej otwartych.

– Lata praktyki. – Odezwał się półgłosem, jak gdyby nie chciał przerywać jej tego stanu.
Po chwili zdjął ręce z jej ciała i nie dotykał jej już w żaden sposób. Patrzył tylko na nią, a gdy ona również spojrzała na niego ponownie się odezwał.

– Poleż sobie w spokoju. – Chciał odejść, ale słowa kobiety go zatrzymały.

– Czy może pan zrobić to jeszcze raz?

Christian zamarł w bezruchu i patrzył na nią, jak gdyby prowadząc jakąś wewnętrzną konwersację – sam ze sobą. Kobieta oczekiwała w milczeniu na jego ruch, nic innego jej nie pozostawało.

– Mógłbym. Mógłbym pokazać Ci stan rozluźnienia, jakiego nie znasz. Ale, żebym mógł to zrobić… musiałbym Cię związać. A na to potrzebuję Twojej świadomej zgody. Nie wiem czy jesteś na to gotowa.

– Mogę być gotowa. – Odpowiedziała po dość krótkiej chwili milczenia.

Mężczyzna podszedł do szafy i wyjął z niej dwa kawałki sznura. Rosaline dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że koc ma maleńkie dziurki, które pokrywają się z niewielkimi szczelinami w stole. Wcześniej tego nie widziała. Christian umiejętnie przytwierdził jej nadgarstki do blatu i spojrzał na nią.

– Nie będę wiązał Ci nóg, będziesz się lepiej czuła. – Oznajmił, a ona pokiwała głową.

Zanim się spostrzegła, Christian przygasił trochę świec. W pomieszczeniu zapanowała większa ciemność, ale kobieta wciąż widziała jego zarys. Jego oczy patrzyły na nią, a on sam położył jej delikatnie ręce na powiekach.

– Zamknij oczy. – Poprosił. – Za moment nie będziesz w stanie ich otworzyć.

Spełniła jego prośbę, a za moment poczuła, jak jego ręce ponownie spoczęły na jej szyi. Znów poczuła to przyjemne mrowienie i instynktownie odetchnęła głęboko. Christian odczekał chwilę i powoli przesunął dłonie na ramiona. Już ich nie zatrzymywał, ciągnął nimi bardzo powoli po jej ciele, a ona czuła z każdą chwilą coraz większą przyjemność i coraz większe rozluźnienie.
Mężczyzna miał rację – nigdy czegoś takiego nie doświadczyła. Czuła już jego ręce na swoich związanych nadgarstkach, to tam po raz pierwszy się zatrzymał. Kobieta poruszyła dłońmi. Chciała podnieść ręce, nie wiedziała dlaczego. Jej palce chwyciły łapczywie koc, ale nic to nie dało. Christian natomiast znów wędrował dłońmi w górę. Im dalej był, tym ona zaczęła ciężej oddychać. Jej klatka piersiowa unosiła się wysoko, ale równomiernie. Gdy mężczyzna znów dotarł na szyję, kobieta nieświadomie rozchyliła usta i zachłannie wciągnęła powietrze.

Na twarzy Christiana wraz z tym momentem wymalował się delikatny uśmiech. Widział, że Rosaline czuje to, o co mu chodziło. Błądził palcami po jej szyi, a ona zaczęła drżeć choć nie miała o tym pojęcia. Gdy mężczyzna zszedł na jej dekolt wydmuchała głośno powietrze i wygięła się ku górze, jak gdyby chciała być bliżej tych rąk. Zrobiła to kompletnie nieświadomie, doświadczała stanu tak głębokiego odprężenia, że niemal niekontrolowana własnego ciała. Nie była w stanie myśleć o niczym, tylko o tym dotyku, który dawał jej rozkosz doprowadzającą ją do skrajnego rozluźnienia.
Mężczyzna nagle oderwał dłonie i wszystko jak gdyby zniknęło. Rosaline opadła jak gdyby bezwładnie z powrotem na stół i rozluźniła chwyt swoich dłoni za koc. Oddychała ciężko i szybko, ale stopniowo wracało to do normy. Wciąż jednak nie mogła otworzyć oczu, a kontrolę nad sobą odzyskiwała powoli.

Christian cierpliwie czekał. Dobrze wiedział, ile czasu potrzeba jej na powrót do normalnego stanu. Gdy wreszcie otworzyła oczy i spojrzała na niego wyswobodził jej ręce. Rosaline podniosła się powoli i usiadła na brzegu stołu, przed nim. Dotknęła jego klatki piersiowej, delikatnie, a on trwał w bezruchu, jak gdyby czekając na to, co zrobi. W końcu położyła głowę na jego koszuli, jak gdyby chcąc znów czuć jego dotyk. Nie pamiętała już niczego, co działo się przed wejściem do tej sali. W głowie miała taką przyjemną pustkę, a jedyne o czym myślała to właśnie o nim i o tym jaki spokój jej dał. 

SPIDER

środa, 17 czerwca 2015

Zamykam bloga


Witam Was bardzo serdecznie :)

Przykro mi przynosić Wam taką wieść, ale niestety muszę zamknąć "Hipnotyzera" .
(wiąże się to z jego usunięciem) 

Nic Wam nie mówiłam, moją głowę od pewnego czasu zajmuje inny, bardziej twórczy (w moim mniemaniu) pomysł na opowiadanie i to na nim się skupiam, a Hipnotyzer tylko na tym cierpi. I ja też cierpię, bo mam tego świadomość. 

Uznałam więc, że będzie lepiej jeśli zamknę bloga... już wkrótce powinnam dać znać
(zapewne na "Cieniu")
co tam z tym opowiadaniem, które siedzi mi teraz w głowie i pochłania maksimum mojej twórczości.
Skasuję bloga jutro wieczorem.

Spider

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Hipnotyzer - Rozdział 8

Krótka notka od autora

8 rozdział... jeden z moich ulubionych i bardziej mrocznych.
Piszecie mi na gg, że fabuła Hipnotyzera bardzo się rozbudowała, jest
wiele wątków, które Was ciekawią i bardzo mnie to cieszy. :)

Spotkałam się nawet z opiniami, że na samym początku myśleliście, że
będzie to historia podobna do "Cienia", a tymczasem jest ona zupełnie inna.
Bardzo się cieszę. :)

Miłego czytania, czekam na Wasze opinie.
Spider
ROZDZIAŁ 8

Cassie bawiła się w salonie. Miała drewnianą skrzynię, a w niej mnóstwo zabawek, które w większości były autorstwa Edwarda, jednak ona nadal stawiała na zwykłą, szmacianą lalkę. Obecnie rysowała rodzinne nagrobki, leżąc na podłodze w otoczeniu kredek w wyblakłych kolorach.

– Cassie? – Dziewczynkę dobiegł głos starszej siostry, która właśnie weszła do pokoju. – Widziałaś może Mortha? Nie ma go u siebie.

– Tu jestem, cukiereczku. – Niewymiarowy mężczyzna wypełzł z ciemnego kąta. – Właśnie Cię szukałem. Chodźmy porozmawiać.

– Christian prosi, żebyś zwrócił mu książkę o słowiańskich demonach, którą pożyczyłeś tydzień temu. Jest mu teraz potrzebna. – Wyjaśniła kobieta, gdy dotarła z nim do jego pokoju.

– A ja proszę, żebyś przestała o nim myśleć i skupiła się na mnie. – Opatulił jej dłonie swoimi długimi palcami.

– Nie rozumiem. – Mruknęła obojętnie, choć domyślała się, co się święci.

– Bądź moja. Christian na Ciebie nie zasługuje. Wiem, że myślisz o nim, ale to Twój brat, z resztą jest za głupi, aby zrozumieć, jak jesteś doskonała.

– Ty jesteś moim kuzynem. – Zauważyła, choć jej mina zrzedła i to bardzo wyraźnie.

– To zawsze nieco dalsza rodzina, nieprawdaż cukiereczku? Nie upieraj się. Wiem, że
chcesz. – Nachylił się i wyszeptał jej do ucha.

– Jednak podziękuję. To miłe, ale nie. – Powiedziała prosto z mostu. – Daj sobie spokój, jesteśmy rodziną.

– Dziwne… gdy Christian to do Ciebie mówi, nie słuchasz go. Mam posłuchać rady kogoś, kto sam do niej nie stosuje? – Morth uniósł brwi w lekceważącym geście.

– To zupełnie inna sytuacja.

– Mylisz się cukiereczku, sytuacja jest ta sama. – Uśmiechnął się mężczyzna. – Ja nie odpuszczę, przecież mnie znasz. – Szarpnął ją przyciskając do siebie.

– Nie dorastasz Christianowi do pięt, w niczym. – Powiedziała gniewnie Linette odpychając
go. – Pogódź się z tym jesteś tylko nędzną kreaturą bez cienia samokrytyki.

– Chcesz mi powiedzieć, że Ty ją masz? To nie ja zakochałem się we własnym bracie i nie jestem zazdrosny o jego nową dziewczynę.

Linette nie wytrzymała. Ta nienawiść, która zbierała się w niej od kilku dni właśnie gwałtownie się z niej wylała i niestety – trafiło na Mortha. Kobieta działając w ułamkach sekund chwyciła ozdobny sztylet leżący na zakurzonym stoliku obok którego stali i zamachnęła się, a ostrze płynnie przecięło skórę mężczyzny w miejscu jego gardła.

Popłynęła czerwona krew, a z Mortha uleciało wszelkie życie. Jego nieproporcjonalne ciało opadło na ziemię, chude nogi zgięły się nienaturalnie, a za długie ręce wywinęły w chińskie „s”. Kobieta stała nad nim przez kilka minut obserwując, jak ciało stygnie. Wreszcie, bez większej skruchy odłożyła zakrwawione narzędzie zbrodni i podążyła do swego brata, starając się w między czasie poukładać natłok myśli, który zrodził się w jej głowie.

– Christian? – Wypowiedziała jego imię, gdy zeszła z kamiennych schodów.

– Masz moją książkę? – Odezwał się mężczyzna podchodząc do niej.

– Nie, ale mam… wieści. – Zająknęła się przez moment.

– Słucham.

– Obiecaj, że nie będziesz krzyczał i nic nikomu nie powiesz.

 – Zabiłaś Mortha. – Stwierdził mężczyzna o dziwo bardzo spokojnie i bez jakiejkolwiek
reakcji. – To nie są aż takie wstrząsające wiadomości.

– Czyli… nie jesteś zły? – Spytała jeszcze dla pewności kobieta.

– Czemu miałbym być zły? Sam bym go zabił za jakiś miesiąc, już zacząłem to planować. Ale skoro mnie wyręczyłaś, tym lepiej dla mnie. Nie musiałem brudzić sobie rąk, dziękuję.

Linette uśmiechnęła się. Popełniła pierwszą zbrodnię w swoim życiu i mogła to uznać za swoisty sukces. Christian był zadowolony, a ona pozbyła się jednego ogniwa, które stało między nimi. Właśnie zrozumiała, że to może być droga do serca brata. Teraz pozostał jeszcze tylko jeden cel.

***

Rosaline siedziała w salonie. Był już wieczór, po kolacji. Pioruny ustały, nie usłyszała ani jednego od trzech godzin, choć deszcz nieprzerwanie padał. Kobieta patrzyła przez okno na las, który widniał w oddali. Targał nim wiatr. Przykro było to stwierdzić, ale on nic jej nie mówił. Wciąż w jej głowie była ta sama pustka, pamięć chyba nie zamierzała wracać, a przynajmniej nic na to nie wskazywało.

– Martwisz się czymś? – Usłyszała znajomy, spokojny głos, a ciepłe ręce spoczęły na jej barkach.

– Nie, skąd. – Obróciła się twarzą do mężczyzny, a na jej twarzy ponownie zagościł delikatny uśmiech. – Jak minął panu dzień? Nie mieliśmy dziś okazji się widzieć poza posiłkami.  

– Nie działo się nic ciekawego. – Skłamał. – Ale miałem sporo pracy.

– Kiedyś mi pan obiecał, że pokaże mi pan swoje hobby. – Przypomniała, a Christian chwycił ją delikatnie rękami za przedramiona stając nieco bliżej.

– Pamiętam o tym. Jak biodro?

– Dziękuję, praktycznie zapomniałam już, że coś było z nim nie tak. – Rosaline uśmiechnęła się przez moment szerzej.

– Cieszę się. – Przyznał, a kobietę ogarnęła nagle jakaś dziwna aura spokoju, która sprawiła, że mimowolnie znalazła się bliżej niego. – Napijemy się dziś wina? Może białe tym razem?

– Nie, dziękuję. Ostatnio chyba mnie pan upił. – Roześmiała się.

– Może odrobinę.

***

Rosaline wróciła do swojego pokoju około północy. Pan Chavez odprowadził ją do schodów, a gdy zniknęła mu w korytarzu na piętrze, oddalił się w stronę salonu. Ona natomiast podążyła do sypialni, ale gdy otworzyła drzwi od razu zauważyła pewien szczegół – świeca zawsze się paliła, teraz w pokoju było ciemno. Błyskawice, których blask dobiegał z okna raz po raz rozświetlały pomieszczenie, ale niewiele to dawało.

Mimo wszystko kobieta nie przejęła się tym tak bardzo, widziała kontury przedmiotów, poza tym zdążyła się już przyzwyczaić do układu mebli. Podeszła do łóżka, do szafki nocnej stojącej obok niego. Liczyła, że może znajdzie tam zapałki. Obmacała ostrożnie drewnianą powierzchnię uważając, aby nie przewrócić świecy, lecz jej dłonie nic nie napotkały. Natrafiła w końcu na rączkę od szuflady i otworzyła ją delikatnie, ale ona również była pusta, tak jak kolejna.


Kobieta wyprostowała się i zamierzała powoli obrócić w kierunku drzwi. W tym momencie błysnął piorun, a Rosaline akurat skierowała swoje oczy na łóżko. Jej kołdra była odkryta, a na samym środku miejsca, gdzie zwykle spała leżał… nóż. Nóż, w którym białe światło złowrogo się odbiło. Nóż, skierowany ostrzem do góry.

SPIDER

środa, 27 maja 2015

Hipnotyzer - Rozdział 7

ROZDZIAŁ 7

Rosaline obudziła się. Niezbyt wiele pamiętała z poprzedniego wieczoru. Pewna była dziwnego monstra, jakie widziała w pokoju i wizyty w winiarni. Reszta była nic nie znaczącą pustką w jej wspomnieniach. Mogła jednak obstawiać, że po prostu się upiła. Dziwnym był tylko fakt, że nie miała żadnych innych symptomów, które by na to wskazywały, jednak kobieta odrzuciła pomysł zastanawiania się nad tym.

Doprowadziła się do porządku po nocy i wyszła z zamiarem podążenia do jadalni. Jednak, gdy tylko zeszła ze schodów spojrzała na Linette, która wychodziła z pomieszczenia, do którego miała zamiar się udać.

– Trochę się spóźniłaś.

– Spóźniłam? – Spytała ze zdziwieniem.

– Jesteśmy już dawno po śniadaniu. Widzę, że picie z moim bratem Ci nie służy. – Zmierzyła ją niezadowolonym spojrzeniem.

– Przepraszam, nie mam zegarka w pokoju…

– Będziesz musiała poczekać do obiadu. – Mruknęła i minęła ją chcąc, jak gdyby zakończyć rozmowę, ale Rosaline zatrzymała ją swoimi słowami.

– A… gdzie Twój brat?

– Tam, gdzie Ciebie nie powinno być. Nie przeszkadzaj mu. – Powiedziała ostrzegawczym tonem i zniknęła gdzieś za schodami.

Rosaline została sama. Rozejrzała się. Nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Była głodna, ale szansy na zjedzenie czegokolwiek najwyraźniej już nie było. Udała się więc ponownie na piętro z zamiarem odwiedzenia biblioteki, gdy na korytarzu jej oczy spotkały się z oczami lekko zgarbionej staruszki.

– O, Rosaline. – Powiedziała niekoniecznie miłym dla ucha, bo lekko skrzekliwym głosem.

– Dzień dobry. – Młoda kobieta zmierzyła ją zaskoczonym spojrzeniem.

– Na pewno jesteś głodna kochanie, chodź. 

Staruszka wciągnęła ją do jednych z drzwi korytarza, które skrywały za sobą jej dość osobliwą sypialnię. Było tam pełno dziwnych fiolek i słoików z niecodziennie wyglądającymi zawartościami, które choć przypominały pewne rzeczy – z pewnością nimi niebyły. Już nie.

– Siadaj. – Kobieta usadziła Rosaline na drewnianym krześle obok jedynego w pokoju stolika.

– Em… skąd pani wiedziała, że jestem głodna? – Zobaczyła, że nie tylko Christian miał tą dziwną… można by rzec zdolność.

– Tyle lat już żyję na świecie, że pewnych rzeczy po prostu nie da się nie wiedzieć. – Roześmiała się kobieta i odkaszlnęła na sam koniec. – Na co miałabyś ochotę? Mam świeże paluszki, nie dawno odkrawałam.

Staruszka podsunęła jej pod nos słoik z czymś co wyglądało, jak… ludzkie palce. Rosaline wbiła w nie swoje otępiałe spojrzenie, ale po chwili stwierdziła, że jej wyobraźnia po prostu płata jej figle przez dość specyficzną atmosferę panującą w tym pokoju. Otrząsnęła się i spojrzała na starszą kobietę.

– Zwykłe kanapki mi wystarczą. – Zapewniła.

– Jesteś pewna? Mam tu jeszcze…

– Chociaż… nie jestem aż tak bardzo głodna. – Rosaline podniosła się gwałtownie. – Poczekam do obiadu. Dziękuję, ale muszę już iść.

Wyleciała z pomieszczenia, jak z procy i zamknęła za sobą czym prędzej drzwi. Oddaliła się w stronę biblioteki nie oglądając się za siebie. Wpadła do ogromnej kopalni książek i zamknęła za sobą drzwi. Dopiero wtedy odetchnęła spokojnie i zobaczyła, jak z pokaźnym stosikiem na rękach zza regału po jej prawej wyłonił się Albert.

– Może Ci pomóc? – Spytała z rozbawieniem kobieta, odbierając od niego trzy książki.

– Och, dziękuję. – Naukowiec obdarzył ją promiennym, błyszczącym spojrzeniem i szerokim uśmiechem. – Cóż za spotkanie, czyżby gustowała pani w czytaniu?

– Czasem lubię sięgnąć po dobrą książkę, to fakt.

– Może mogę coś doradzić, podpowiedzieć, mój kuzyn ma pokaźny zbiór. Od książek naukowych z każdej dziedziny przez historię, filozofię, sztukę po atlasy wszelkiej maści kończąc na wspaniałych zbiorach baśni i obszernych tomach poezji. Chętnie pokażę…

– Dziękuję, przyszłam tylko na chwilę. – Przystopowała go Rosaline. Albert był bardzo gadatliwy, co nie umknęło jej uwadze. – Może pomóc panu odnieść te książki do pracowni?

– Skąd pani wie, że chcę je tam zanieść? – Roześmiał się mężczyzna otwierając pokracznie i trochę niezdarnie drzwi jedną ręką.

– Zgaduję. – Uśmiechnęła się kobieta, ale właśnie zdała sobie sprawę, że to dobry moment aby zadać pytanie, które nurtuje ją od pewnego czasu. Miała nadzieję, że kto, jak kto, ale Albert udzieli jej odpowiedzi. – Niech mi pan powie… wierzy pan w coś takiego, jak czytanie w myślach?

– Z punktu widzenia czysto naukowego jest to niemożliwe. – Powiedział, gdy wyszli na korytarz i mijali okna wychodzące na rodzinny cmentarz. – Chociaż… a w zasadzie czemu panienka pyta?

– Zdawało mi się, że tego… doświadczyłam. Kilka razy w ciągu pobyt tutaj.

– Z pewnością ma pani na myśli mojego kuzyna. – Uśmiechnął się naukowiec. – Christian jest dość specyficzny, ale mogę panią zapewnić, że nie istnieje coś takiego, jak moce nadprzyrodzone. Prędzej udoskonalenie natury człowieczej.

– Udoskonalenie natury człowieczej? – Powtórzyła zdziwionym głosem Rosaline. – Nie bardzo rozumiem.

– Nie jestem najlepszym partnerem do rozmowy na ten temat. Służę pomocą w każdej dziedzinie, ale nie jeśli chodzi o prywatne tajemnice. Radziłbym porozmawiać pani o tym z moim kuzynem.

– Rozważę to. – Przyznała, chociaż wiedziała, że tego nie zrobi.

– Proszę się nie krępować, Christian jest dość chłodny, ale bardzo panią lubi. Na pewno się nie obrazi za takie pytanie. A skoro już o tym mowa to muszę pani powiedzieć, że dużo o pani mówi, opowiada, jaka jest pani piękna, delikatna, jak melodyjny ma pani głos...

– Naprawdę? – Rosaline zarumieniła się, ale musiała przerwać mężczyźnie, który znów zaczynał mówić, jak nakręcony.

– Och, tak. – Zapewnił ją, gdy zaczęli schodzić ze schodów. – Właśnie, skoro już wybiera się pani do mojego małego królestwa liczb, wykresów i nadtlenków to może zechce pani pomóc mi i mojemu uczniowi w eksperymencie?

– Nie wiem czy jestem najlepszą osobą do tego zadania. Nigdy nie byłam dobra z matematyki. – Rosaline w istocie obawiała się dziwnych badań, które mężczyzna prowadził, ale nie chciała tego okazywać. Nie chciała go urazić.

– Proszę się nie przejmować, ja nad wszystkim panuję. Nie będzie źle, potrzebuję po prostu jeszcze jednej pary rąk na kilka minut, co prawda mam Edwarda, ale on też będzie mi potrzebny, a moje badania odnośnie żywych rąk oderwanych od reszty ciała jeszcze nie przynoszą efektów, więc muszę radzić sobie na razie tak, jak mogę sobie na to pozwolić…

– Zgoda. – Powiedziała gwałtownie kobieta. Chciała tylko, aby mężczyzna przestał już mówić.

***

Linette tkwiła u siebie w pokoju, pogrążona w pół mroku i blasku błyskawic dobiegających ją z okna, w które się wpatrywała. Rozmyślała o Rosaline, coraz bardziej przeszkadzała jej obecność tej kobiety w jej domu. Wiedziała, że nie może jej ruszyć, w końcu należała do jej brata, a jednak pałała do niej dziwną nienawiścią, która rosła z każdym dniem.

– Chcesz mi może coś powiedzieć? – Usłyszała znajomy głos zza swoich pleców.

– Christian? – Spojrzała na mężczyznę nieco zaskoczona. – Myślałam, że jesteś u siebie.

– Ściągnęłaś mnie myślami. – Wyjaśnił krótko stając obok niej. – O co chodzi?

– O nic. Zupełnie o nic. – Linette starała się, aby zabrzmiało to przekonywująco.

– Mnie nie zamydlisz oczu. – Przyznał Christian, jak gdyby niezadowolony z takich prób
siostry. – Chodzi o Rosaline. Czyżbyś była zazdrosna?

– Może trochę. – Przyznała po chwili milczenia.

Kolejny raz w swoim życiu doświadczała, że jej brat czego by nie zrobiła i tak zawsze będzie mądrzejszy od niej. Pod każdym względem.

– Nie rozumiem, dlaczego?

– Chociażby dlatego, że z nią pijesz. Ze mną nigdy nie chciałeś.

– Linette, jesteś moją siostrą. Nie wiem, co Ci tam siedzi w tej głowie… i nie zamierzam sprawdzać.

– Przecież mógłbyś. – Mruknęła.

– Mógłbym, ale tego nie zrobię. Myślę, że i bez tego rozumiem, o co Ci chodzi. Musisz zdać sobie sprawę z tego, że jesteśmy rodziną. To się Nam nie uda. Gdyby nikogo pomiędzy Nami nie było… może patrzyłbym na to wszystko inaczej. Ale pora pogodzić się z tym, że nie zawsze wszystko wygląda tak, jakbyśmy tego chcieli.

Christian wyszedł po dość długiej wypowiedzi zostawiając siostrę z chmarą nieokiełznanych myśli. Wiedziała, że on wie. Czuła, że on czuje. Ewidentnie właśnie usłyszała od niego bardzo rozbudowaną wypowiedź, która sprowadzała się do: „Nie masz u mnie szans”. Chyba, że…


– Jeszcze może wyglądać tak, jakbym tego chciała. – Powiedziała sama do siebie, a w jej oczach pojawił się błysk. 

SPIDER

niedziela, 10 maja 2015

Hipnotyzer - Rozdział 6

Krótka notka od autora

Mój palec ma się już lepiej, ale po mimo tego 7 rozdział jest napisany dopiero
w połowie i nie wiem, kiedy go skończę, więc przez najbliższe dni
data jego publikacji się nie pojawi.
Ale obiecuję, że do końca przyszłego tygodnia na pewno ją podam. 

Miłego czytania, czekam na Wasze opinie. :)
Spider

ROZDZIAŁ 6

Noc zdawała się być odrobinę bardziej mroczna niż poprzednia. Rosaline po kolacji doczłapała się do swojej sypialni, ale nie zamierzała zostać tam długo. Obiecała Christianowi, że zejdzie do niego do salonu, gdy doprowadzi się trochę do porządku.

Świeca znów się paliła, tak jak poprzedniego wieczoru. Kobieta już nawet nie poświęciła temu chwili uwagi, stanęła przed lustrem. Delikatnie, na wszelki wypadek otrzepała sukienkę w obawie o obecność jakichś, niechcianych paprochów i przeszła do poprawiania włosów, kiedy w pokoju zapanowała całkowita ciemność. Na moment tylko rozjaśniła ją błyskawica, która powędrowała przez wieczorne niebo. Rosaline zdała sobie sprawę, że zgasł płomień świecy.

Jako takie światło wpadało przez szczelinę pod drzwiami – dochodziło z korytarza, ale nie było w stanie oświetlić całego pomieszczenia. Kobieta zamarła chwilę bez ruchu, po czym niewiele myśląc podążyła w kierunku wyjścia, które było teraz jedyną, wyróżniającą się pośród mroku rzeczą. Gdy jej bosa stopa zrobiła pierwszy krok, przeszedł ja dziwny chłód.

– Pewnie okno jest nie zamknięte. – Mruknęła pod nosem odruchowo spoglądając w jego stronę, choć nie mogąc go dostrzec.

Kobieta szybko znalazła się przy drzwiach – tak szybko, jak mogła zrobić to mając obolałe biodro, utrudniające poruszanie się. Gdy wyciągnęła rękę, aby chwycić klamkę coś przemknęło za jej plecami. Rosaline poczuła ten charakterystyczny pęd powietrza, który przewrócił coś niewielkiego, co znajdowało się w sypialni. Młoda mieszkanka pokoju przykleiła plecy do drzwi odwracając się gwałtownie. Ciężko było jej dostrzec cokolwiek w tych ciemnościach. Jej serce zabiło szybciej, oddech przyspieszył, dostała gęsiej skórki. Palce od jej dłoni rozszerzyły się dotykając drewnianej powierzchni, jakby chciały się w nią wbić.

Nie zdążyła zareagować, jak przy odległej ścianie zaczęła rysować się jakaś szczupła postać. Zdawała się być niezwykle wysoka, nienaturalna. Jak cień, który ma tylko przypominać kształt pierwotnego obrazu. Rosaline skamieniała – dosłownie. Aż do momentu, kiedy na krótką chwilę pokój znów oświetlił błysk pioruna, a jej oczom ukazały się białe zęby, przypominające kły i psychopatycznie entuzjastyczne spojrzenie.

Z gardła kobiety wydarł się przeraźliwy krzyk. Złapała panicznie klamkę i odwracając się do monstra plecami wypadła z pokoju, zamykając za sobą drzwi z trzaskiem. Stanęła teraz na jasno oświetlonym, przepełnionym kojącymi dźwiękami bębnienia deszczu, ale jednak pustym korytarzu. Nie potrzebowała długo się zastanawiać – podążyła do schodów najszybciej, jak mogła i gdy pokonała zaledwie trzy stopnie, jej oczom ukazał się pan domu, zmierzający ku górze.

– Już myślałem, że o mnie zapomniałaś. – Powiedział bez emocji, ale wyraz twarzy kobiety przyprawił go o niewidoczne zdziwienie i lekki niepokój. Rosaline wpadła mu w ramiona i docisnęła swoje ciało do jego ciała, jak mała córeczka do ojca.

– W moim pokoju coś było. – Wydukała przełykając łzy, jak gdyby nie chciała przy nim płakać.

Christian trwał bez ruchu, aż do wypowiedzenia przez nią tych słów. Dopiero słysząc je, położył jej dłonie na plecach, a jej ciało przeszło delikatne, przyjemne mrowienie i fala nieopisanego ciepła, która ukoiła jej nerwy i wygoniła gdzieś rozpacz, która jeszcze chwilę temu malowała się w jej oczach i brzmiała w głosie.

– Dasz radę sama zejść do salonu? – Spytał po chwili kojącej ciszy.

– Tak. – Spojrzała mu w oczy i poczuła, jak ją puścił po czym wyminął ostrożnie, aby jej nie potrącić i podążył na piętro.

Kobieta odprowadziła go wzrokiem, a gdy zniknął z jej pola widzenia zeszła ostrożnie po schodach. Christian natomiast udał się do jej pokoju. Bez strachu otworzył drzwi i spojrzał znudzonym i lekko rozgniewanym spojrzeniem na swojego kuzyna, do którego nie pałał szczególną sympatią.

– Morth. – Mruknął z niezadowoleniem pan domu. – Dobrze się bawiłeś?

– Straszenie ładnych dziewczynek zawsze było jednym z lepszych aspektów mojego życia. – Mężczyzna wynurzył się z cienia i w pełnej okazałości z szyderczym uśmiechem stanął przed Christianem.

– Ona jest moja. Zajmij się swoją nędzną egzystencją, najlepiej w swoim pokoju. – Warknął na niego i miał już wychodzić, jednak kuzyn go zatrzymał.

– Uważasz, że skoro Ty prawnie rządzisz tym dworem to masz do wszystkiego prawo?

– Oczywiście, takie zasady panują w naszym rodzie od wielu lat. Jeśli coś Ci nie odpowiada, z radością wytnę Cię z Naszego drzewa genealogicznego. – Stwierdził niedbale Christian.

– Daj mi swoją siostrę za żonę i nie będę wchodził w drogę Twojej dziewczynce. – Wyszczerzył się.

– Jeśli chcesz Linette za żonę to ją o to poproś. Nie zamierzam nic jej nakazywać, jest dorosła.

Christian wyszedł z pokoju. Podążył schodami w dół i znalazł się w salonie, gdzie według wcześniejszej umowy czekała na niego Rosaline. Jej uwagę przykuwała burza, która wciąż trwała na zewnątrz. Mężczyzna stanął za nią i pozwolił sobie przerwać jej przemyślenia.

– Jak Twoje biodro? – Spytał najpewniej, aby nawiązać rozmowę.

– Lepiej, ale wciąż boli. – Przyznała obracając się do niego.

– Czy tym razem napijesz się ze mną?

– Nieelegancko dwa razy odmawiać. – Uśmiechnęła się.

Linette stała przy wejściu do salonu. Słyszała prośbę jej brata skierowaną do Rosaline i w tej właśnie chwili na jej twarzy wymalował się grymas niezadowolenia.

– Mnie nigdy nie poprosiłeś. – Pomyślała.

Patrzyła, jak Christian zabrał nową lokatorkę dworu do winiarni, od której drewniane, masywne drzwi z czarnymi zawiasami znajdowały się za kotarą pomiędzy kominkiem, a regałem z książkami. Wiodła za nimi wzrokiem, dopóki materiał nie opadł ponownie, spowrotem zakrywając drzwi.

– Co tu robisz? – Usłyszała za sobą znajomy głos i aż podskoczyła.

Stała za nią Cassie. Było już późno, Linette była pewna, że siostra poszła już spać, a ta nawet nie była jeszcze w piżamie.

– Nie powinnaś już spać? – Kobieta starała się, aby jej głos brzmiał tak, jak zwykle.

– To nie jest odpowiedź na moje pytanie. – Mruknęła siostrzyczka.

Jak na dziewięciolatkę była dzieckiem niezwykle inteligentnym, co z resztą odziedziczyła po ich wspólnych rodzicach. Cassie była jednak bardziej podobna do Christiana niż do niej, zachowywała ten niewiarygodny, kamienny spokój i zimny wyraz twarzy cokolwiek by się nie działo.

– Wskakuj w piżamę i do łóżka. Christian będzie zły, jeśli zobaczy, że nie śpisz o tak późnej porze.

– Nie będzie. – Te słowa zabrzmiały niezwykle pewnie w ustach dziecka.

– Mimo to masz iść spać. Jestem starsza, rób co mówię. – Linette nie miała już ochoty na rozmowę. Cassie rozdrażniła ją bardziej niż była.

– Obserwuję Cię. – Uprzedziła po chwili milczenia Cassie i oddalając się w stronę schodów zatrzymała się jeszcze przed pierwszym stopniem i obróciła do starszej siostry. – W tym domu ściany mają uszy.

***

– Widzę, że gustuje pan w dobrych alkoholach. – Uśmiechnęła się Rosaline, gdy razem z panem domu zeszła po drewnianych schodkach i spojrzała na te wszystkie butelki ułożone równo na specjalnie przystosowanych do tego regałach.

– Piję raczej okazyjnie, ale faktem jest, że jestem smakoszem. – Mówił i zatrzymał się nagle. – Logan?! Chodź, nie chowaj się.

– Kim jest Logan? – Rosaline spojrzała na mężczyznę pytającym wzrokiem.

– O… mój panie! – Zza regałów wybiegł mały karzeł z przyjaznym uśmiechem. – Jakie wino mój pan sobie dzisiaj życzy?

– To jest Logan. Urzęduje tu. Najlepiej wie, gdzie leży jaka butelka. – Wyjaśnił pokrótce pan domu spoglądając na Rosaline.

– Tak, ja zaraz przyniosę, tylko jakie wino sobie mój pan życzy?

– Oprowadź panią. Ona wybierze. 

SPIDER