ROZDZIAŁ 11
Zapadł
wieczór. Noc wydawała się ciemniejsza niż zwykle, a pioruny ustały, więc nie
było jak jej rozświetlić. Księżyc ukryty był za grubą warstwą chmur podobnie,
jak gwiazdy. Nawet deszcz uspokoił się i tylko delikatnie siąpił, jak gdyby był
ciszą przed kolejną burzą.
Christian
trzymał Rosaline pod rękę, gdy razem z nią wchodził do zatajonego wcześniej
przed nią pomieszczenia pod schodami. Sprowadził ją na dół do dość sporej sali
z okrągłym stołem. Nie było tam okien, ale i tak było tam stosunkowo jasno –
odpowiedzialne były za to liczne świece, które również wyganiały chłód z
kamiennych ścian.
Pomieszczenie
było raczej osobliwe – stół był prosty i drewniany, otaczały go pięknie
rzeźbione krzesła o dużych, miękkich oparciach, a na nim leżały czyste kartki
papieru i długopis. Oprócz tego mebla, stojącego w centrum były tam przeszklone
regały z fotografiami rodzinnymi, jakimiś dokumentami i książkami, była komoda,
na której stała złota figurka konia stojącego dęba otoczona niewielkimi
świeczuszkami. Na ścianie wisiał obraz starego człowieka z ciemną postacią w
tle, który potrafił wywołać ciarki.
To
miejsce miało dość nietypową atmosferę. Nie można było powiedzieć, że unosił
się tam niepokój, ale Rosaline na pewno nie czuła się spokojna, gdy weszła tam
w towarzystwie pana domu.
– Jest
pan… pewien, że to dobry pomysł? – Kobieta nerwowo poprawiła swoją błękitną
suknię, którą dostała od Christiana.– Igranie z duchami nie kończy się dobrze z
tego, co słyszałam.
– Nie ma
powodów do obaw, Cassie ma szczególny talent do kontaktowania się z
duchami. – Powiedział bez emocji, ale Rosaline nie pocieszyła taka informacja. Można by powiedzieć, że wręcz przeciwnie.
duchami. – Powiedział bez emocji, ale Rosaline nie pocieszyła taka informacja. Można by powiedzieć, że wręcz przeciwnie.
– Pana
siostrzyczka będzie prowadziła ten seans? – Spytała, a w jej oczach wymalował
się strach, który nie umknął mężczyźnie.
– Tak. –
Christian obejrzał się dyskretnie na zejście, aby upewnić się, że jeszcze
chwilę są sami i przystawił kobiecie usta do ucha. – Nie obawiaj się.
Usiądziesz koło mnie, będę trzymał Cię za rękę.
Rosaline
nieświadomie się rozluźniła. Było to jednak tylko chwilowe, gdy Christian był
blisko czuła spokój, lecz gdy na dźwięk kroków odsunął się – znów powróciło
dziwne uczucie.
Oboje
zajęli miejsca. Christian usiadł po prawej stronie jedynego krzesła, które
wyróżniało się pod względem wielkości, Rosaline usiadła zaraz obok niego.
Poczuła się lepiej, zdając sobie sprawę z faktu, że siedziała blisko wyjścia,
tłumaczyła więc sobie, że w każdej chwili może opuścić pomieszczenie.
Za
moment do pomieszczenia weszła Linette, a tuż za nią Cassie. Najmłodsza z
rodzeństwa Chavez zasiadła na honorowym miejscu, a jej starsza siostra po jej
lewej. Za moment dało się słyszeć znajomy, pozytywny głos Alberta, który nieco
spopielony wpadł ze swoim uczniem Edwardem do sali.
–
Mówiłem, że trzeba to przemnożyć przez pierwiastek z czterdziestu siedmiu, a
nie z trzydziestu ośmiu. – Zakończył rozmowę naukowiec, gdy zszedł ze schodów.
– Nawet
nie będę pytała, co tym razem robiłeś. – Mruknęła Linette, gdy Albert spoczął
obok niej.
– Może
to i lepiej. – Uśmiechnął się Edward. – Mogę? – Spojrzał na Rosaline chcąc
usiąść obok niej.
– Tak,
proszę. – Odwzajemniła jego uśmiech, a gdy chłopak zajął miejsce Albert
spojrzał na Christiana.
– A
gdzie babcia?
– Nie
wiem czy przyjdzie, nie czuje się najlepiej po śmierci Mortha.
– Trudno
się dziwić, stracić dziecko to dla matki niewyobrażalny ból. – Rosaline
posmutniała, nie mogła sobie nawet wyobrazić, co kobieta przechodzi.
–
Powiedziała, że przyjdzie, jak obiecałam, że skontaktuję się z Morthem. –
Napomknęła Cassie.
–
Świetna myśl, kochanie. – Pochwalił ją Albert. – Może dowiemy się, kto jest
odpowiedzialny za ten incydent, osobiście mam teorię, że to ktoś z Nas, w końcu
tylko my byliśmy w domu, a z drugiej strony mogło to być włamanie, ale kto
chciałby zabijać Mortha, nikt oprócz Nas go nie znał. Szkoda, tyle o niego
walczyłem, żeby żył no może przypłacił to trochę wyglądem i ułamkiem umysłowym,
ale w końcu nie było aż tak źle…
– Dosyć!
– Przerwała mu Linette i spojrzała na niego. – Za dużo mówisz, głowa mnie od
tego boli. – Zmierzyła go niemiłym spojrzeniem.
–
Babciu, przyszła babcia. – Edward spojrzał na staruszkę, która leniwie zeszła
ze schodów.
–
Zaczynajmy. Na początek… dla niewtajemniczonych, jesteśmy spokojni, nie
wybiegamy z krzykiem, siedzimy na miejscach aż do samego końca. – Zaczęła
Cassie i spojrzała wymownie na Rosaline, której przerażenie wypływało z niej i
emanowało tak mocno, że było odczuwalne.
– Może
ja jednak wyjdę… – Zaczęła i chciała się podnieść, ale Christian złapał ją za
ręce i posadził z powrotem.
–
Wszystko będzie dobrze, uspokój się. – Patrzył, jak kobieta pobladła. –
Odetchnij głęboko, uwierz mi, że Cassie wie, co robi. Nic nie ma prawa pójść
źle.
Mówił
patrząc jej w oczy i położył jej rękę na policzku. Rosaline patrzyła w jego
oczy, jak gdyby szukała w nich potwierdzenia tego, co mówi.
– Jestem
tu, nie bój się.
Gdy
Christian wypowiedział te słowa, Cassie spojrzała wymownie na Linette, jak
gdyby właśnie potwierdziła się jej teoria. Starsza siostra zareagowała jednak
dość negatywnie.
– Możemy
wreszcie zacząć? – Zmierzyła Rosaline niemiłym spojrzeniem.
Zapadła
cisza. Cassie zamknęła oczy, a wszyscy zebrani skierowali swoje oczy na nią.
Dziewczynka zwiesiła głowę i mamrotała coś pod nosem. Rosaline nie mogła jej
zrozumieć – w teorii słyszała słowa, które wypowiadała, ale nie mogła rozróżnić
w jakim języku mówi i czy to w ogóle jest jakikolwiek język. Za moment w
pomieszczeniu dało się wyczuć zmianę temperatury. Zrobiło się nieco chłodniej,
Rosaline poczuła gęsią skórkę na każdej części swojego ciała. Długo to nie
potrwało, za moment każdy z członków seansu poczuł kolejną, wyraźną zmianę w
otoczeniu – nieopisane uczucie czyjejś obecności, poza wszystkimi,
zgromadzonymi rzecz jasna.
– Morth?
– Odezwała się nagle Cassie, pewnym siebie głosem. – Jeśli to Ty, daj Nam jakiś
znak.
Cisza.
Rosaline czuła, jak serce łomotało jej w piersi. Miała ochotę wyjść, nie mogła
znieść tego przerażenia, które ją ogarnęło. Christian koncentrował na niej
swoje spojrzenie i choć trzymał ją za rękę nie wiele mógł w tym momencie
zdziałać.
– Daj
Nam znak. – Powtórzyła dziewczynka, dopiero wtedy połowa świec w pomieszczeniu
zgasła.
W oczach
starszej kobiety wymalowała się nadzieja. Cassie widziała to, postanowiła więc
nie czekać dłużej i przejść do sedna sprawy.
– Morth,
powiedz Nam kto Cię zabił.
Nikomu z
obecnych nie udało się nic usłyszeć przez długą chwilę, jednak po kilkunastu
minutach martwej, nic nie wnoszącej ciszy na kartce papieru, długopisem zostały
napisane takie słowa:
Kobieta, która jest w tym pokoju.
SPIDER
Ej, ale Christian wie, że to jego siostra? No nie? Lol TO JEST ZA-JE-BIS-TE!!! <3
OdpowiedzUsuńWENY <3
-Herbsss Mint Moss
Ps: Nie pisze z profilu, bo coś mi się chrzani... >.<
Końcówka mnie rozwaliła xd Nie mógł tak prosto z mostu kto ją zabił? xd Kawę na ławę? co? :D
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe opowiadanie napewno będę tu częściej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
Hey, rozdział zajebisty, nawet bardziej, niż zajebisty!!!!!
OdpowiedzUsuń~Legolas
PS. Kiedy kolejny? (pytanie roku na blogu)
Jest październik, dawno powinny zostać wrzucone chociaż 2 rozdziały!!!
OdpowiedzUsuń~zdeprechowany i smutny Legolas