środa, 15 lipca 2015

Hipnotyzer - Rozdział 11

 ROZDZIAŁ 11

Zapadł wieczór. Noc wydawała się ciemniejsza niż zwykle, a pioruny ustały, więc nie było jak jej rozświetlić. Księżyc ukryty był za grubą warstwą chmur podobnie, jak gwiazdy. Nawet deszcz uspokoił się i tylko delikatnie siąpił, jak gdyby był ciszą przed kolejną burzą.

Christian trzymał Rosaline pod rękę, gdy razem z nią wchodził do zatajonego wcześniej przed nią pomieszczenia pod schodami. Sprowadził ją na dół do dość sporej sali z okrągłym stołem. Nie było tam okien, ale i tak było tam stosunkowo jasno – odpowiedzialne były za to liczne świece, które również wyganiały chłód z kamiennych ścian.

Pomieszczenie było raczej osobliwe – stół był prosty i drewniany, otaczały go pięknie rzeźbione krzesła o dużych, miękkich oparciach, a na nim leżały czyste kartki papieru i długopis. Oprócz tego mebla, stojącego w centrum były tam przeszklone regały z fotografiami rodzinnymi, jakimiś dokumentami i książkami, była komoda, na której stała złota figurka konia stojącego dęba otoczona niewielkimi świeczuszkami. Na ścianie wisiał obraz starego człowieka z ciemną postacią w tle, który potrafił wywołać ciarki.

To miejsce miało dość nietypową atmosferę. Nie można było powiedzieć, że unosił się tam niepokój, ale Rosaline na pewno nie czuła się spokojna, gdy weszła tam w towarzystwie pana domu.

– Jest pan… pewien, że to dobry pomysł? – Kobieta nerwowo poprawiła swoją błękitną suknię, którą dostała od Christiana.– Igranie z duchami nie kończy się dobrze z tego, co słyszałam.

– Nie ma powodów do obaw, Cassie ma szczególny talent do kontaktowania się z
duchami. – Powiedział bez emocji, ale Rosaline nie pocieszyła taka informacja. Można by powiedzieć, że wręcz przeciwnie.

– Pana siostrzyczka będzie prowadziła ten seans? – Spytała, a w jej oczach wymalował się strach, który nie umknął mężczyźnie.

– Tak. – Christian obejrzał się dyskretnie na zejście, aby upewnić się, że jeszcze chwilę są sami i przystawił kobiecie usta do ucha. – Nie obawiaj się. Usiądziesz koło mnie, będę trzymał Cię za rękę.

Rosaline nieświadomie się rozluźniła. Było to jednak tylko chwilowe, gdy Christian był blisko czuła spokój, lecz gdy na dźwięk kroków odsunął się – znów powróciło dziwne uczucie.

Oboje zajęli miejsca. Christian usiadł po prawej stronie jedynego krzesła, które wyróżniało się pod względem wielkości, Rosaline usiadła zaraz obok niego. Poczuła się lepiej, zdając sobie sprawę z faktu, że siedziała blisko wyjścia, tłumaczyła więc sobie, że w każdej chwili może opuścić pomieszczenie.

Za moment do pomieszczenia weszła Linette, a tuż za nią Cassie. Najmłodsza z rodzeństwa Chavez zasiadła na honorowym miejscu, a jej starsza siostra po jej lewej. Za moment dało się słyszeć znajomy, pozytywny głos Alberta, który nieco spopielony wpadł ze swoim uczniem Edwardem do sali.

– Mówiłem, że trzeba to przemnożyć przez pierwiastek z czterdziestu siedmiu, a nie z trzydziestu ośmiu. – Zakończył rozmowę naukowiec, gdy zszedł ze schodów.

– Nawet nie będę pytała, co tym razem robiłeś. – Mruknęła Linette, gdy Albert spoczął obok niej.

– Może to i lepiej. – Uśmiechnął się Edward. – Mogę? – Spojrzał na Rosaline chcąc usiąść obok niej.

– Tak, proszę. – Odwzajemniła jego uśmiech, a gdy chłopak zajął miejsce Albert spojrzał na Christiana.

– A gdzie babcia?

– Nie wiem czy przyjdzie, nie czuje się najlepiej po śmierci Mortha.

– Trudno się dziwić, stracić dziecko to dla matki niewyobrażalny ból. – Rosaline posmutniała, nie mogła sobie nawet wyobrazić, co kobieta przechodzi.

– Powiedziała, że przyjdzie, jak obiecałam, że skontaktuję się z Morthem. – Napomknęła Cassie.

– Świetna myśl, kochanie. – Pochwalił ją Albert. – Może dowiemy się, kto jest odpowiedzialny za ten incydent, osobiście mam teorię, że to ktoś z Nas, w końcu tylko my byliśmy w domu, a z drugiej strony mogło to być włamanie, ale kto chciałby zabijać Mortha, nikt oprócz Nas go nie znał. Szkoda, tyle o niego walczyłem, żeby żył no może przypłacił to trochę wyglądem i ułamkiem umysłowym, ale w końcu nie było aż tak źle…

– Dosyć! – Przerwała mu Linette i spojrzała na niego. – Za dużo mówisz, głowa mnie od tego boli. – Zmierzyła go niemiłym spojrzeniem.

– Babciu, przyszła babcia. – Edward spojrzał na staruszkę, która leniwie zeszła ze schodów. 

Matka Mortha usiadła obok Alberta i z żalem spojrzała na Rosaline. Gdyby nie jej obecność, jedno miejsce zostałoby wolne, bo przecież zamiast niej siadywał tam zwykle jej synek. Christian widział to, inni również, ale nikt nic nie powiedział. Jedna Rosaline poczuła się odrobinę niekomfortowo.

– Zaczynajmy. Na początek… dla niewtajemniczonych, jesteśmy spokojni, nie wybiegamy z krzykiem, siedzimy na miejscach aż do samego końca. – Zaczęła Cassie i spojrzała wymownie na Rosaline, której przerażenie wypływało z niej i emanowało tak mocno, że było odczuwalne.

– Może ja jednak wyjdę… – Zaczęła i chciała się podnieść, ale Christian złapał ją za ręce i posadził z powrotem.

– Wszystko będzie dobrze, uspokój się. – Patrzył, jak kobieta pobladła. – Odetchnij głęboko, uwierz mi, że Cassie wie, co robi. Nic nie ma prawa pójść źle.

Mówił patrząc jej w oczy i położył jej rękę na policzku. Rosaline patrzyła w jego oczy, jak gdyby szukała w nich potwierdzenia tego, co mówi.

– Jestem tu, nie bój się.

Gdy Christian wypowiedział te słowa, Cassie spojrzała wymownie na Linette, jak gdyby właśnie potwierdziła się jej teoria. Starsza siostra zareagowała jednak dość negatywnie.

– Możemy wreszcie zacząć? – Zmierzyła Rosaline niemiłym spojrzeniem.

Zapadła cisza. Cassie zamknęła oczy, a wszyscy zebrani skierowali swoje oczy na nią. Dziewczynka zwiesiła głowę i mamrotała coś pod nosem. Rosaline nie mogła jej zrozumieć – w teorii słyszała słowa, które wypowiadała, ale nie mogła rozróżnić w jakim języku mówi i czy to w ogóle jest jakikolwiek język. Za moment w pomieszczeniu dało się wyczuć zmianę temperatury. Zrobiło się nieco chłodniej, Rosaline poczuła gęsią skórkę na każdej części swojego ciała. Długo to nie potrwało, za moment każdy z członków seansu poczuł kolejną, wyraźną zmianę w otoczeniu – nieopisane uczucie czyjejś obecności, poza wszystkimi, zgromadzonymi rzecz jasna.

– Morth? – Odezwała się nagle Cassie, pewnym siebie głosem. – Jeśli to Ty, daj Nam jakiś znak.

Cisza. Rosaline czuła, jak serce łomotało jej w piersi. Miała ochotę wyjść, nie mogła znieść tego przerażenia, które ją ogarnęło. Christian koncentrował na niej swoje spojrzenie i choć trzymał ją za rękę nie wiele mógł w tym momencie zdziałać.

– Daj Nam znak. – Powtórzyła dziewczynka, dopiero wtedy połowa świec w pomieszczeniu zgasła.

W oczach starszej kobiety wymalowała się nadzieja. Cassie widziała to, postanowiła więc nie czekać dłużej i przejść do sedna sprawy.

– Morth, powiedz Nam kto Cię zabił.

Nikomu z obecnych nie udało się nic usłyszeć przez długą chwilę, jednak po kilkunastu minutach martwej, nic nie wnoszącej ciszy na kartce papieru, długopisem zostały napisane takie słowa:


Kobieta, która jest w tym pokoju.

SPIDER

czwartek, 2 lipca 2015

Hipnotyzer - Rozdział 10

Krótka notka od autora

Z uwagi na fakt, że zaczęły się wakacje, a ja odreagowuję dość dotkliwie miniony już
(na całe szczęście) rok szkolny, mam mało "czasu" na pisanie.

Rozdział 10 jest rozdziałem dość krótkim, niemniej jednak rozwijają się tutaj
nowe wątki. Przepraszam za to drobne opóźnienie, wiem że rozdział miał być wczoraj, ale po
prostu nie dałam rady go wrzucić. 

Miłego czytania, czekam na Wasze opinie. :)
Spider

ROZDZIAŁ 10

Linette weszła do pokoiku, w którym urzędowała matka Mortha. Nie wychodziła stamtąd, odkąd dowiedziała się o jego śmierci. Wcześniej też nie widywało się jej zbyt często, ale teraz było wiadomo, że po prostu nie opuszcza tego pomieszczenia i siedzi zamknięta w swojej rozpaczy. Oczywiście razem z bratem utrzymywali wersję, że okoliczności śmierci jej syna są nieznane. Właśnie dlatego, siostra pana domu do niej zajrzała – uznała, że będzie to dobrze widziane, jeśli ją pocieszy.

– Babciu? – Tak zwracali się do niej wszyscy, w tym domu. – Jak się babcia czuje?

– Mój syneczek… – Zawodziła w kącie staruszka otoczona swoimi słoikami i ściskała w rękach płaszcz, który Morth nosił za życia.

– Przykro mi, babciu. – Kłamała i położyła staruszce rękę na ramieniu. Stan kobiety nie budził w niej jakiegokolwiek żalu za swój czyn. – Ani ja, ani Christian nie mamy pojęcia, jak to mogło się stać i pewnie się nie dowiemy. Nie ma żadnych wskazówek. Niech babcia przestanie się tym już zadręczać.

– Mój syneczek! – Wybuchła głośnym płaczem staruszka i ukryła twarz w dłoniach, a Linette dyskretnie wywróciła oczami.

– Babciu, proszę… nie odwrócimy tego, co się stało. Musi babcia się z tym pogodzić, babci płacz nie wróci życia Morthowi.

– Nic mu go już nie wróci!

– Właśnie, nie ma sensu płakać. – Tłumaczyła siostra Christiana.

– To na pewno ta dziewczyna! To na pewno ona! – Mówiła przez łzy matka zabitego.

– Rosaline? – Linette zdziwiły takie słowa, ale w jej oczach błysnęło zainteresowanie.

– A kto by inny?! Nikt w tym domu nie zabiłby mojego syneczka! To mogła być tylko ona!

– Babciu, nie ważne kto to. Niech już babcia przestanie płakać.

Kobieta odsunęła się i chciała wyjścia. Nie miała już ochoty słuchać dalszych zawodzeń i lamentów kobiety, w rzeczywistości one wcale ją nie obchodziły. Uważała swój czyn za słuszny, Morth dostał to, na co w jej mniemaniu sobie zasłużył poza tym stał jej na drodze do osiągnięcia celu i musiała go zabić.

– Ja się zemszczę! Pomszczę Cię syneczku! – Zaczęła wykrzykiwać staruszka.

Linette właśnie doznała olśnienia. Mimo to opuściła pokój zrozpaczonej matki i podążyła do siebie. Właśnie zrozumiała, jak była głupia. Jej problem właśnie mógł rozwiązać się sam – ze śmierci Mortha miała więcej korzyści niż się spodziewała.

***

Rosaline siedziała z Christianem w salonie, przy herbacie. Mężczyzna obawiał się zostawiać ją teraz samą, w świetle ostatnich wydarzeń. Nie miał pojęcia, kto podłożył tamten nóż i dlaczego, ale miał swoje domysły, których jednak nie zamierzał sprawdzać. Obawiał się, że one się potwierdzą.
W pomieszczeniu rozchodził się przyjemny zapach herbaty, a świeżo pieczone przez służbę ciasteczka z każdym, kolejnym kęsem były tak samo doskonałe. Jednak to wszystko było dla niego niczym w porównaniu do widoku Rosaline, która zawsze była dla niego piękna, lecz z każdym, kolejnym dniem piękniała.

– Czy mogę pana o coś spytać?

– Oczywiście. – Christian spojrzał w oczy kobiecie, gdy z jej ust wyszły takie słowa.

– Czy umie pan… czytać w myślach?

– To dość dziwne pytanie. – Odpowiedział bez zawahania mężczyzna, słysząc zająknięcie kobiety.

– Wiem, ale… czasem odnoszę takie wrażenie, jak gdyby pan potrafił. – Uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że to co mówiła jest szalone, ale nie miała już nic do stracenia.

– Powiedziałbym, że to część mojego hobby, ale nie posiadam mocy nadprzyrodzonych. – Zapewnił ją.

– Zabierze mnie pan dziś do siebie?

– Po co? – Spytał podejrzliwie, choć znał odpowiedź.

– Chciałabym jeszcze raz tak odpocząć. – Przyznała bez krępacji. – To było niesamowite, chcę doświadczyć tego jeszcze raz.

Mężczyzna nieoczekiwanie wstał. Nie specjalnie pośpiesznym krokiem przemieścił się za jej plecy i położył dłonie na jej szyi. Rosaline znów poczuła to nieopisane mrowienie i poczuła, jak jej kark się rozluźnił. Odchyliła głowę i oparła o jego brzuch, rozchylając przy tym usta i wydychając głośno powietrze.

Nawet nie zdawała sobie sprawy, że Linette stanęła w drzwiach od salonu – Christian natomiast czuł na sobie spojrzenie, ale nie odwracał się. Koncentrował się na tym, że jego palce dotykały aksamitnej skóry kobiety, która budziła w nim pragnienie, przed którym wciąż się wzbraniał.

– Znów ich podglądasz? – Siostra pana domu wzdrygnęła się i podskoczyła, gdy spojrzała na swoją młodszą siostrę.

– Nikogo nie podglądam. – Powiedziała lekko oburzona.

– Będziesz na seansie dziś wieczorem? Myślałam o tym, żeby wywołać ducha Mortha.

Słowa Cassie przeraziły Linette, mimo że na jej twarzy nie pojawiła się najmniejsza zmiana, zdradzająca obawy, które zrodziły się w jej głowie.

– Wywoływanie duchów znanych Nam osób nie jest najlepszym pomysłem. Może dojść do sytuacji, że zechcą do Nas wrócić i nie będziemy mogli ich odpędzić. – Kłamała. Nie miała pojęcia, czy może się tak zadziać, nie znała się na duchach, to była działka jej siostry. Ale nie mogła pozwolić, aby Cassie skontaktowała się z jej ofiarą.

Dziewczynka jednak wzruszyła tylko ramionami – opowieści siostry najwyraźniej uznała za bezsensowne i przelotnie spojrzała na swojego brata.

– Christian się chyba zakochał. – Zmieniła kompletnie temat.

– Skąd to wiesz? – Linette zmierzyła dziecko podejrzliwym spojrzeniem. To prawda, że Cassie była nietypową dziewczynką, ale jej inteligencja momentami była przerażająca.

– Wystarczy spojrzeć, jak na nią patrzy. Jak się przy niej zachowuje. Sądzisz, że dla kogokolwiek byłby tak litościwy, gdyby w grę nie wchodziły uczucia?

Linette zamilkła. Zawrzał w niej gniew, ale pilnowała się, aby nic nie dać po sobie poznać. Odeszła bez słowa kierując się do siebie. Minęła po drodze matkę Mortha odzianą w czerń – pogrążona była w głębokiej żałobie, która na kobiecie nie wywierała zbyt wielkich emocji. Niemniej jednak Linette zatrzymała się, gdy patrzyła, jak schodziła na dół. Emanowała od niej dziwna aura, nigdy w życiu domowniczka nie widziała jej w takim stanie. To była aura nienawiści – zdecydowanie.


SPIDER