środa, 27 maja 2015

Hipnotyzer - Rozdział 7

ROZDZIAŁ 7

Rosaline obudziła się. Niezbyt wiele pamiętała z poprzedniego wieczoru. Pewna była dziwnego monstra, jakie widziała w pokoju i wizyty w winiarni. Reszta była nic nie znaczącą pustką w jej wspomnieniach. Mogła jednak obstawiać, że po prostu się upiła. Dziwnym był tylko fakt, że nie miała żadnych innych symptomów, które by na to wskazywały, jednak kobieta odrzuciła pomysł zastanawiania się nad tym.

Doprowadziła się do porządku po nocy i wyszła z zamiarem podążenia do jadalni. Jednak, gdy tylko zeszła ze schodów spojrzała na Linette, która wychodziła z pomieszczenia, do którego miała zamiar się udać.

– Trochę się spóźniłaś.

– Spóźniłam? – Spytała ze zdziwieniem.

– Jesteśmy już dawno po śniadaniu. Widzę, że picie z moim bratem Ci nie służy. – Zmierzyła ją niezadowolonym spojrzeniem.

– Przepraszam, nie mam zegarka w pokoju…

– Będziesz musiała poczekać do obiadu. – Mruknęła i minęła ją chcąc, jak gdyby zakończyć rozmowę, ale Rosaline zatrzymała ją swoimi słowami.

– A… gdzie Twój brat?

– Tam, gdzie Ciebie nie powinno być. Nie przeszkadzaj mu. – Powiedziała ostrzegawczym tonem i zniknęła gdzieś za schodami.

Rosaline została sama. Rozejrzała się. Nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Była głodna, ale szansy na zjedzenie czegokolwiek najwyraźniej już nie było. Udała się więc ponownie na piętro z zamiarem odwiedzenia biblioteki, gdy na korytarzu jej oczy spotkały się z oczami lekko zgarbionej staruszki.

– O, Rosaline. – Powiedziała niekoniecznie miłym dla ucha, bo lekko skrzekliwym głosem.

– Dzień dobry. – Młoda kobieta zmierzyła ją zaskoczonym spojrzeniem.

– Na pewno jesteś głodna kochanie, chodź. 

Staruszka wciągnęła ją do jednych z drzwi korytarza, które skrywały za sobą jej dość osobliwą sypialnię. Było tam pełno dziwnych fiolek i słoików z niecodziennie wyglądającymi zawartościami, które choć przypominały pewne rzeczy – z pewnością nimi niebyły. Już nie.

– Siadaj. – Kobieta usadziła Rosaline na drewnianym krześle obok jedynego w pokoju stolika.

– Em… skąd pani wiedziała, że jestem głodna? – Zobaczyła, że nie tylko Christian miał tą dziwną… można by rzec zdolność.

– Tyle lat już żyję na świecie, że pewnych rzeczy po prostu nie da się nie wiedzieć. – Roześmiała się kobieta i odkaszlnęła na sam koniec. – Na co miałabyś ochotę? Mam świeże paluszki, nie dawno odkrawałam.

Staruszka podsunęła jej pod nos słoik z czymś co wyglądało, jak… ludzkie palce. Rosaline wbiła w nie swoje otępiałe spojrzenie, ale po chwili stwierdziła, że jej wyobraźnia po prostu płata jej figle przez dość specyficzną atmosferę panującą w tym pokoju. Otrząsnęła się i spojrzała na starszą kobietę.

– Zwykłe kanapki mi wystarczą. – Zapewniła.

– Jesteś pewna? Mam tu jeszcze…

– Chociaż… nie jestem aż tak bardzo głodna. – Rosaline podniosła się gwałtownie. – Poczekam do obiadu. Dziękuję, ale muszę już iść.

Wyleciała z pomieszczenia, jak z procy i zamknęła za sobą czym prędzej drzwi. Oddaliła się w stronę biblioteki nie oglądając się za siebie. Wpadła do ogromnej kopalni książek i zamknęła za sobą drzwi. Dopiero wtedy odetchnęła spokojnie i zobaczyła, jak z pokaźnym stosikiem na rękach zza regału po jej prawej wyłonił się Albert.

– Może Ci pomóc? – Spytała z rozbawieniem kobieta, odbierając od niego trzy książki.

– Och, dziękuję. – Naukowiec obdarzył ją promiennym, błyszczącym spojrzeniem i szerokim uśmiechem. – Cóż za spotkanie, czyżby gustowała pani w czytaniu?

– Czasem lubię sięgnąć po dobrą książkę, to fakt.

– Może mogę coś doradzić, podpowiedzieć, mój kuzyn ma pokaźny zbiór. Od książek naukowych z każdej dziedziny przez historię, filozofię, sztukę po atlasy wszelkiej maści kończąc na wspaniałych zbiorach baśni i obszernych tomach poezji. Chętnie pokażę…

– Dziękuję, przyszłam tylko na chwilę. – Przystopowała go Rosaline. Albert był bardzo gadatliwy, co nie umknęło jej uwadze. – Może pomóc panu odnieść te książki do pracowni?

– Skąd pani wie, że chcę je tam zanieść? – Roześmiał się mężczyzna otwierając pokracznie i trochę niezdarnie drzwi jedną ręką.

– Zgaduję. – Uśmiechnęła się kobieta, ale właśnie zdała sobie sprawę, że to dobry moment aby zadać pytanie, które nurtuje ją od pewnego czasu. Miała nadzieję, że kto, jak kto, ale Albert udzieli jej odpowiedzi. – Niech mi pan powie… wierzy pan w coś takiego, jak czytanie w myślach?

– Z punktu widzenia czysto naukowego jest to niemożliwe. – Powiedział, gdy wyszli na korytarz i mijali okna wychodzące na rodzinny cmentarz. – Chociaż… a w zasadzie czemu panienka pyta?

– Zdawało mi się, że tego… doświadczyłam. Kilka razy w ciągu pobyt tutaj.

– Z pewnością ma pani na myśli mojego kuzyna. – Uśmiechnął się naukowiec. – Christian jest dość specyficzny, ale mogę panią zapewnić, że nie istnieje coś takiego, jak moce nadprzyrodzone. Prędzej udoskonalenie natury człowieczej.

– Udoskonalenie natury człowieczej? – Powtórzyła zdziwionym głosem Rosaline. – Nie bardzo rozumiem.

– Nie jestem najlepszym partnerem do rozmowy na ten temat. Służę pomocą w każdej dziedzinie, ale nie jeśli chodzi o prywatne tajemnice. Radziłbym porozmawiać pani o tym z moim kuzynem.

– Rozważę to. – Przyznała, chociaż wiedziała, że tego nie zrobi.

– Proszę się nie krępować, Christian jest dość chłodny, ale bardzo panią lubi. Na pewno się nie obrazi za takie pytanie. A skoro już o tym mowa to muszę pani powiedzieć, że dużo o pani mówi, opowiada, jaka jest pani piękna, delikatna, jak melodyjny ma pani głos...

– Naprawdę? – Rosaline zarumieniła się, ale musiała przerwać mężczyźnie, który znów zaczynał mówić, jak nakręcony.

– Och, tak. – Zapewnił ją, gdy zaczęli schodzić ze schodów. – Właśnie, skoro już wybiera się pani do mojego małego królestwa liczb, wykresów i nadtlenków to może zechce pani pomóc mi i mojemu uczniowi w eksperymencie?

– Nie wiem czy jestem najlepszą osobą do tego zadania. Nigdy nie byłam dobra z matematyki. – Rosaline w istocie obawiała się dziwnych badań, które mężczyzna prowadził, ale nie chciała tego okazywać. Nie chciała go urazić.

– Proszę się nie przejmować, ja nad wszystkim panuję. Nie będzie źle, potrzebuję po prostu jeszcze jednej pary rąk na kilka minut, co prawda mam Edwarda, ale on też będzie mi potrzebny, a moje badania odnośnie żywych rąk oderwanych od reszty ciała jeszcze nie przynoszą efektów, więc muszę radzić sobie na razie tak, jak mogę sobie na to pozwolić…

– Zgoda. – Powiedziała gwałtownie kobieta. Chciała tylko, aby mężczyzna przestał już mówić.

***

Linette tkwiła u siebie w pokoju, pogrążona w pół mroku i blasku błyskawic dobiegających ją z okna, w które się wpatrywała. Rozmyślała o Rosaline, coraz bardziej przeszkadzała jej obecność tej kobiety w jej domu. Wiedziała, że nie może jej ruszyć, w końcu należała do jej brata, a jednak pałała do niej dziwną nienawiścią, która rosła z każdym dniem.

– Chcesz mi może coś powiedzieć? – Usłyszała znajomy głos zza swoich pleców.

– Christian? – Spojrzała na mężczyznę nieco zaskoczona. – Myślałam, że jesteś u siebie.

– Ściągnęłaś mnie myślami. – Wyjaśnił krótko stając obok niej. – O co chodzi?

– O nic. Zupełnie o nic. – Linette starała się, aby zabrzmiało to przekonywująco.

– Mnie nie zamydlisz oczu. – Przyznał Christian, jak gdyby niezadowolony z takich prób
siostry. – Chodzi o Rosaline. Czyżbyś była zazdrosna?

– Może trochę. – Przyznała po chwili milczenia.

Kolejny raz w swoim życiu doświadczała, że jej brat czego by nie zrobiła i tak zawsze będzie mądrzejszy od niej. Pod każdym względem.

– Nie rozumiem, dlaczego?

– Chociażby dlatego, że z nią pijesz. Ze mną nigdy nie chciałeś.

– Linette, jesteś moją siostrą. Nie wiem, co Ci tam siedzi w tej głowie… i nie zamierzam sprawdzać.

– Przecież mógłbyś. – Mruknęła.

– Mógłbym, ale tego nie zrobię. Myślę, że i bez tego rozumiem, o co Ci chodzi. Musisz zdać sobie sprawę z tego, że jesteśmy rodziną. To się Nam nie uda. Gdyby nikogo pomiędzy Nami nie było… może patrzyłbym na to wszystko inaczej. Ale pora pogodzić się z tym, że nie zawsze wszystko wygląda tak, jakbyśmy tego chcieli.

Christian wyszedł po dość długiej wypowiedzi zostawiając siostrę z chmarą nieokiełznanych myśli. Wiedziała, że on wie. Czuła, że on czuje. Ewidentnie właśnie usłyszała od niego bardzo rozbudowaną wypowiedź, która sprowadzała się do: „Nie masz u mnie szans”. Chyba, że…


– Jeszcze może wyglądać tak, jakbym tego chciała. – Powiedziała sama do siebie, a w jej oczach pojawił się błysk. 

SPIDER

4 komentarze:

  1. "miał tą dziwną… można by rzec zdolność." - tę zamiast tą.
    Co ta staruszka? Jakaś podejrzana. (Wszyscy są podejrzani.) Ja rozumiem paluszki, ale kobieta przesadza z dosłownością. XD
    Czyli Chris czyta w myślach... Hmm... Też chcę umieć! (Może nie od zawsze, bo dopiero od niedawna, ale chcę. >.<) Jeśli często słyszę: "Ty to zawsze powiesz to, co człowiek chce usłyszeć.", to czytam w myślach? :D ^.^
    I jeszcze Linette. Czyli ona się zakochała w Christianie? :o Co ta Linette? I teraz jest gotowa zrobić wszysto. :< Biedna Rosaline. :(
    Weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) wstyd się przyznać, ale ten rozdział był wstawiony bez korekty. :P
      Na nic nie mam ostatnio czasu, nie promuje bloga, nie czytam innych opowiadań choć bym chciała, muszę przesuwać terminy publikacji, bo doba jest za krótka :(

      Usuń
  2. Świetne czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej ;) Jak zwykle genialny post ;)
    Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award ;) Więcej informacji u mnie :D http://klepsydram.blogspot.com/2015/05/lba.html

    OdpowiedzUsuń