ROZDZIAŁ
7
Rosaline
obudziła się. Niezbyt wiele pamiętała z poprzedniego wieczoru. Pewna była
dziwnego monstra, jakie widziała w pokoju i wizyty w winiarni. Reszta była nic
nie znaczącą pustką w jej wspomnieniach. Mogła jednak obstawiać, że po prostu
się upiła. Dziwnym był tylko fakt, że nie miała żadnych innych symptomów, które
by na to wskazywały, jednak kobieta odrzuciła pomysł zastanawiania się nad tym.
Doprowadziła
się do porządku po nocy i wyszła z zamiarem podążenia do jadalni. Jednak, gdy
tylko zeszła ze schodów spojrzała na Linette, która wychodziła z pomieszczenia, do którego miała zamiar się udać.
– Trochę
się spóźniłaś.
–
Spóźniłam? – Spytała ze zdziwieniem.
–
Jesteśmy już dawno po śniadaniu. Widzę, że picie z moim bratem Ci nie służy. – Zmierzyła
ją niezadowolonym spojrzeniem.
–
Przepraszam, nie mam zegarka w pokoju…
–
Będziesz musiała poczekać do obiadu. – Mruknęła i minęła ją chcąc, jak gdyby
zakończyć rozmowę, ale Rosaline zatrzymała ją swoimi słowami.
– A…
gdzie Twój brat?
– Tam,
gdzie Ciebie nie powinno być. Nie przeszkadzaj mu. – Powiedziała ostrzegawczym
tonem i zniknęła gdzieś za schodami.
Rosaline
została sama. Rozejrzała się. Nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Była
głodna, ale szansy na zjedzenie czegokolwiek najwyraźniej już nie było. Udała
się więc ponownie na piętro z zamiarem odwiedzenia biblioteki, gdy na korytarzu jej
oczy spotkały się z oczami lekko zgarbionej staruszki.
– O,
Rosaline. – Powiedziała niekoniecznie miłym dla ucha, bo lekko skrzekliwym
głosem.
– Dzień
dobry. – Młoda kobieta zmierzyła ją zaskoczonym spojrzeniem.
– Na
pewno jesteś głodna kochanie, chodź.
Staruszka
wciągnęła ją do jednych z drzwi korytarza, które skrywały za sobą jej dość
osobliwą sypialnię. Było tam pełno dziwnych fiolek i słoików z niecodziennie
wyglądającymi zawartościami, które choć przypominały pewne rzeczy – z pewnością
nimi niebyły. Już nie.
–
Siadaj. – Kobieta usadziła Rosaline na drewnianym krześle obok jedynego w
pokoju stolika.
– Em…
skąd pani wiedziała, że jestem głodna? – Zobaczyła, że nie tylko Christian miał
tą dziwną… można by rzec zdolność.
– Tyle
lat już żyję na świecie, że pewnych rzeczy po prostu nie da się nie wiedzieć. –
Roześmiała się kobieta i odkaszlnęła na sam koniec. – Na co miałabyś ochotę?
Mam świeże paluszki, nie dawno odkrawałam.
Staruszka
podsunęła jej pod nos słoik z czymś co wyglądało, jak… ludzkie palce. Rosaline
wbiła w nie swoje otępiałe spojrzenie, ale po chwili stwierdziła, że jej
wyobraźnia po prostu płata jej figle przez dość specyficzną atmosferę panującą
w tym pokoju. Otrząsnęła się i spojrzała na starszą kobietę.
– Zwykłe
kanapki mi wystarczą. – Zapewniła.
– Jesteś
pewna? Mam tu jeszcze…
–
Chociaż… nie jestem aż tak bardzo głodna. – Rosaline podniosła się gwałtownie.
– Poczekam do obiadu. Dziękuję, ale muszę już iść.
Wyleciała
z pomieszczenia, jak z procy i zamknęła za sobą czym prędzej drzwi. Oddaliła
się w stronę biblioteki nie oglądając się za siebie. Wpadła do ogromnej kopalni
książek i zamknęła za sobą drzwi. Dopiero wtedy odetchnęła spokojnie i
zobaczyła, jak z pokaźnym stosikiem na rękach zza regału po jej prawej wyłonił
się Albert.
– Może
Ci pomóc? – Spytała z rozbawieniem kobieta, odbierając od niego trzy książki.
– Och,
dziękuję. – Naukowiec obdarzył ją promiennym, błyszczącym spojrzeniem i
szerokim uśmiechem. – Cóż za spotkanie, czyżby gustowała pani w czytaniu?
– Czasem
lubię sięgnąć po dobrą książkę, to fakt.
– Może
mogę coś doradzić, podpowiedzieć, mój kuzyn ma pokaźny zbiór. Od książek
naukowych z każdej dziedziny przez historię, filozofię, sztukę po atlasy
wszelkiej maści kończąc na wspaniałych zbiorach baśni i obszernych tomach
poezji. Chętnie pokażę…
–
Dziękuję, przyszłam tylko na chwilę. – Przystopowała go Rosaline. Albert był
bardzo gadatliwy, co nie umknęło jej uwadze. – Może pomóc panu odnieść te
książki do pracowni?
– Skąd
pani wie, że chcę je tam zanieść? – Roześmiał się mężczyzna otwierając
pokracznie i trochę niezdarnie drzwi jedną ręką.
–
Zgaduję. – Uśmiechnęła się kobieta, ale właśnie zdała sobie sprawę, że to dobry
moment aby zadać pytanie, które nurtuje ją od pewnego czasu. Miała nadzieję, że
kto, jak kto, ale Albert udzieli jej odpowiedzi. – Niech mi pan powie… wierzy
pan w coś takiego, jak czytanie w myślach?
– Z
punktu widzenia czysto naukowego jest to niemożliwe. – Powiedział, gdy wyszli
na korytarz i mijali okna wychodzące na rodzinny cmentarz. – Chociaż… a w
zasadzie czemu panienka pyta?
– Zdawało
mi się, że tego… doświadczyłam. Kilka razy w ciągu pobyt tutaj.
– Z
pewnością ma pani na myśli mojego kuzyna. – Uśmiechnął się naukowiec. –
Christian jest dość specyficzny, ale mogę panią zapewnić, że nie istnieje coś
takiego, jak moce nadprzyrodzone. Prędzej udoskonalenie natury człowieczej.
–
Udoskonalenie natury człowieczej? – Powtórzyła zdziwionym głosem Rosaline. –
Nie bardzo rozumiem.
– Nie
jestem najlepszym partnerem do rozmowy na ten temat. Służę pomocą w każdej
dziedzinie, ale nie jeśli chodzi o prywatne tajemnice. Radziłbym porozmawiać
pani o tym z moim kuzynem.
–
Rozważę to. – Przyznała, chociaż wiedziała, że tego nie zrobi.
– Proszę
się nie krępować, Christian jest dość chłodny, ale bardzo panią lubi. Na pewno
się nie obrazi za takie pytanie. A skoro już o tym mowa to muszę pani
powiedzieć, że dużo o pani mówi, opowiada, jaka jest pani piękna, delikatna,
jak melodyjny ma pani głos...
–
Naprawdę? – Rosaline zarumieniła się, ale musiała przerwać mężczyźnie, który
znów zaczynał mówić, jak nakręcony.
– Och,
tak. – Zapewnił ją, gdy zaczęli schodzić ze schodów. – Właśnie, skoro już
wybiera się pani do mojego małego królestwa liczb, wykresów i nadtlenków to
może zechce pani pomóc mi i mojemu uczniowi w eksperymencie?
– Nie
wiem czy jestem najlepszą osobą do tego zadania. Nigdy nie byłam dobra z
matematyki. – Rosaline w istocie obawiała się dziwnych badań, które mężczyzna
prowadził, ale nie chciała tego okazywać. Nie chciała go urazić.
– Proszę
się nie przejmować, ja nad wszystkim panuję. Nie będzie źle, potrzebuję po
prostu jeszcze jednej pary rąk na kilka minut, co prawda mam Edwarda, ale on
też będzie mi potrzebny, a moje badania odnośnie żywych rąk oderwanych od
reszty ciała jeszcze nie przynoszą efektów, więc muszę radzić sobie na razie
tak, jak mogę sobie na to pozwolić…
– Zgoda.
– Powiedziała gwałtownie kobieta. Chciała tylko, aby mężczyzna przestał już
mówić.
***
Linette
tkwiła u siebie w pokoju, pogrążona w pół mroku i blasku błyskawic
dobiegających ją z okna, w które się wpatrywała. Rozmyślała o Rosaline, coraz
bardziej przeszkadzała jej obecność tej kobiety w jej domu. Wiedziała, że nie
może jej ruszyć, w końcu należała do jej brata, a jednak pałała do niej dziwną
nienawiścią, która rosła z każdym dniem.
– Chcesz
mi może coś powiedzieć? – Usłyszała znajomy głos zza swoich pleców.
–
Christian? – Spojrzała na mężczyznę nieco zaskoczona. – Myślałam, że jesteś u
siebie.
–
Ściągnęłaś mnie myślami. – Wyjaśnił krótko stając obok niej. – O co chodzi?
– O nic.
Zupełnie o nic. – Linette starała się, aby zabrzmiało to przekonywująco.
– Mnie
nie zamydlisz oczu. – Przyznał Christian, jak gdyby niezadowolony z takich prób
siostry. – Chodzi o Rosaline. Czyżbyś była zazdrosna?
– Może
trochę. – Przyznała po chwili milczenia.
Kolejny
raz w swoim życiu doświadczała, że jej brat czego by nie zrobiła i tak zawsze
będzie mądrzejszy od niej. Pod każdym względem.
– Nie
rozumiem, dlaczego?
–
Chociażby dlatego, że z nią pijesz. Ze mną nigdy nie chciałeś.
–
Linette, jesteś moją siostrą. Nie wiem, co Ci tam siedzi w tej głowie… i nie
zamierzam sprawdzać.
–
Przecież mógłbyś. – Mruknęła.
–
Mógłbym, ale tego nie zrobię. Myślę, że i bez tego rozumiem, o co Ci chodzi.
Musisz zdać sobie sprawę z tego, że jesteśmy rodziną. To się Nam nie uda. Gdyby
nikogo pomiędzy Nami nie było… może patrzyłbym na to wszystko inaczej. Ale pora
pogodzić się z tym, że nie zawsze wszystko wygląda tak, jakbyśmy tego chcieli.
Christian
wyszedł po dość długiej wypowiedzi zostawiając siostrę z chmarą nieokiełznanych
myśli. Wiedziała, że on wie. Czuła, że on czuje. Ewidentnie właśnie usłyszała
od niego bardzo rozbudowaną wypowiedź, która sprowadzała się do: „Nie masz u
mnie szans”. Chyba, że…
–
Jeszcze może wyglądać tak, jakbym tego chciała. – Powiedziała sama do siebie, a
w jej oczach pojawił się błysk.
SPIDER