Krótka notka od autora
Mam do Was małe pytanie, tak przy okazji.
Mam niemałe problemy z magicznym gadżetem "Obserwatorzy".
Ten sam problem miałam na "Cieniu", ale tam jakoś sobie poradziłam,
tutaj nie działa żadna sztuczka. Nie wyświetlają się... po prostu.
Kiedy próbuję ich ustawić, wyświetla się "Ups, wystąpił błąd".
tutaj nie działa żadna sztuczka. Nie wyświetlają się... po prostu.
Kiedy próbuję ich ustawić, wyświetla się "Ups, wystąpił błąd".
Próbowałam już czyścić historię przeglądania, zrobić to z innej przeglądarki,
a nawet na innym urządzeniu. Nawet założyłam na moment bloga (nowego, nieruszanego)
tam też mam ten problem. O co tu może chodzić?
a nawet na innym urządzeniu. Nawet założyłam na moment bloga (nowego, nieruszanego)
tam też mam ten problem. O co tu może chodzić?
Będę wdzięczna za pomoc. :)
Miłego czytania i czekam na Wasze opinie. :)
ROZDZIAŁ
2
– Jestem
Linette Chavez, a ta posiadłość należy do mojego brata, Christiana Chaveza.
Mamy też młodszą siostrę Cassie. Mieszka z nami też kilkoro krewnych, ale ich
poznasz później, skupmy się teraz na tym, co ważne. Pierwsza, najważniejsza
zasada brzmi: Nie wolno pałętać Ci się po domu w nocy. Już to przerabiałyśmy. Parter
już widziałaś, pora na piętro. Te drzwi Cię nie interesują. – Wskazała te bezpośrednio
przy schodach, naprzeciwko których Rosaline stanęła ubiegłej nocy, zanim zeszła
na dół. – Na dobrą sprawę to nie masz prawa otwierać żadnych z tych drzwi,
które są na tym piętrze poza swoim pokojem i tymi, które są naprzeciwko niego.
Linette
nacisnęła klamkę i oczom Rosaline ukazał się kolejny korytarz. Ten jednak
różnił się od poprzedniego – na całej, lewej ścianie były usytuowane w równych
odstępach okna z pięknymi, gotyckimi łukami w zwieńczeniach. Wychodziły one na
część ogrodu, która zdawała się być cmentarzem. Kto normalny ma okna z widokiem
na cmentarz?
Prawą
ścianę zdobiły piękne obrazy w złotych ramach pozawieszane na przemian z
pochodniami. Były to portrety, zapewne upamiętniały dawnych mieszkańców tego
domu. Trzeba było przyznać, że postacie były dość… mroczne, jeśli tak można to
ująć. To było pierwsze, co przyszło Rosaline na myśl. Można by rzec, że były
bardzo poważne, w jakiś sposób podobne w tym do Linette. Na końcu korytarza
były ogromne, dwuczłonowe drzwi, które kobieta otworzyła na oścież bez
krępacji.
Oczom
Rosaline ukazała się monstrualna biblioteka. Regały z książkami zakrywały całe
ściany, nie mówiąc o tym, że tworzyły też liczne korytarze.
–
Biblioteka. Akurat tutaj możesz chodzić kiedy chcesz.
– Za
wyjątkiem nocy? – Spytała dla pewności Rosaline.
– Szybko
się uczysz. To dobrze. Im wcześniej pojmiesz te zasady tym lepiej dla Ciebie. W
niektóre rzeczy po prostu nie powinno się wtykać nosa.
Rosaline
zamilkła. To, co usłyszała zabrzmiało trochę dziwnie i obudziło w jej głowie
tajemnicze myśli, które odnosiły się do sensu wypowiedzianych przez Linette
słów. Kobieta nie dostała, jednak szansy, aby to przemyśleć – domowniczka
przerwała jej stan zadumania.
–
Zostawiam Cię. Obiad jest o szesnastej. Śniadanie jadłyśmy same, ale bądź
przygotowana, że tym razem poznasz domowników. – Powiedziała i zaczęła iść w
stronę drzwi, które były przejściem do korytarza ze schodami.
Rosaline
pociągnęła za nią wzrokiem, a gdy zniknęła z jej pola widzenia, obróciła swoje
spojrzenie na jedno z okien. Wciąż padało. Krople wody bębniły o marmurowe
nagrobki tonące w błotnistej ziemi. Jak na rodzinny cmentarz Chavezów było ich
tam całkiem sporo. Z tego można było wnioskować, że ród był dość wiekowy tak
samo, jak ta posiadłość. Ale niezależnie od tego, ile miała lat – była bardzo
dobrze utrzymana.
Gdy
błyskawica rozproszyła burzowy mrok, Rosaline ocknęła się z przemyśleń.
Odwróciła się i gwałtownie odskoczyła w tył – zobaczyła obok siebie
najprawdopodobniej Cassie, (w końcu, kto inny mógłby to być?) siostrę Linette.
Niska dziewczynka, trzymająca swoją, szmacianą lalkę, niemająca więcej, jak
dziewięć lat. Jej dziwne, jak gdyby podejrzliwe spojrzenie ciemnych oczu, jakie
spoczywało na Rosaline przyprawiło ją o dreszcze.
– Mogę
Ci jakoś pomóc? – Spytała i uśmiechnęła się delikatnie nie pokazując
zdziwienia. Czyżby tak bardzo się zamyśliła, że nie słyszała, jak dziecko weszło
w korytarz?
Cassie
milczała. Wpatrywała się w nią tak intensywnym spojrzeniem, jak gdyby czytała
jej w myślach. Rosaline szybko zaczęła czuć się niekomfortowo. Na jej plecach
pojawiły się ciarki, a ręce zesztywniały z niewiadomego powodu. Doszła
do wniosku, że pora odejść. Bez słowa obeszła dziewczynkę i cofając się w
stronę drzwi, wyszła na korytarz ze schodami. Niewiele myśląc zbiegła po nich dość
gwałtownie, nie miała ochoty na kolejne spotkanie z dzieckiem. Ale przecież to
tylko mała dziewczynka, prawda?
***
Czas do
obiadu Rosaline spędziła czytając książkę w bibliotece – nie miała żadnych,
innych pomysłów, co miałaby robić. Gdy pozostał jeszcze kwadrans do posiłku,
kobieta pojawiła się na schodach. Zeszła po nich na parter i natknęła się na pana
domu. Nie miała, co do tego wątpliwości. Miał długie, jasne, proste jak struny
włosy i brązowe, dziwnie spokojne, ciemne oczy, których spojrzenie spoczywało
teraz na Rosaline. Nosił białą koszulę i bordową garniturową kamizelkę, a na
tym wszystkim czarny frak i do kompletu czarne spodnie z eleganckimi butami.
Pod szyją miał zawiązaną czarną apaszkę w bordowy wzór – wyglądał jak prawdziwy
arystokrata, którym zapewne był. Nie był jednak dużo starszy – Rosaline
obstawiała, że był kilka lat starszy od Linette, a więc ją i jego mogło dzielić
zaledwie dziesięć lat. Mężczyzna wyglądał, jakby na kogoś czekał.
– Zapewne
panna Rosaline. – Stwierdził i nie dał jej nawet potwierdzić swoich słów, jak
gdyby był pewien, że są one prawdziwe. – Jak podoba się pani mój księgozbiór? –
Spytał, bez emocji spoglądając w jej błękitne oczy.
–
Imponujący. – Uśmiechnęła się i właśnie przez jej głowę przeleciało pytanie:
Skąd pan Chavez wiedział, że była w bibliotece, skoro poznali się dopiero
teraz?
– Pozwól.
– Ujął jej dłoń delikatnie, jak płatek róży i zaprowadził do jadalni.
Odsunął
jej krzesło i poczekał aż usiądzie, aby je przysunąć. Trzeba było przyznać, że
był niezwykle szarmancki, jak na arystokratę przystało. Wciąż byli sami. W
jadalni panowałaby martwa cisza, gdyby nie ulewa dająca o sobie znać bębnieniem
o wszystko, co możliwe. Służący dopiero rozkładali nakrycia. Rosaline
przyglądała im się uważnie – musiała przyznać, że byli dość dziwni. Mieli tępe
oczy. Tkwiła tam jakaś dziwna pustka. Zachowywali się i wyglądali, jak maszyny
zaprogramowane do wykonywania określonych czynności. A może po prostu mieli tak
obojętne wyrazy twarzy? Może było to znudzenie służbą? Ciężko było stwierdzić,
ale Rosaline odrzuciła pomysł na zastanawianie się nad tym. Nie było to chyba
warte jej czasu.
– Jestem
naprawdę bardzo wdzięczna za pańską gościnę. – Powiedziała w końcu przerywając
milczenie, w jakim oboje tonęli jeszcze chwilę temu.
– Żaden
problem. Gdybyś czegoś potrzebowała, nie obawiaj się prosić. Służę pomocą,
jeśli tylko będę umiał.
Rosaline
odpowiedziała mu uśmiechem. Był całkiem miły, choć było w nim coś
intrygującego, kobieta uznała, że skoro są sami to jest to dobry moment, aby
spytać go o Cassie.
– Mam
wrażenie, że pana młodsza siostra nie jest zadowolona z mojej obecności tutaj.
– Cassie
to dość specyficzne dziecko. Nie zaprzątaj sobie nią głowy. – Polecił łagodnym
tonem mężczyzna.
– Skoro
pan tak twierdzi. – Rosaline posłała mu łagodny uśmiech. Mężczyzna zamilkł na
moment, a po kilku chwilach, gdy wyglądał, jakby miał zamiar się odezwać, przez
cały dom przeszedł potężny grzmot, który sprawił, że aż zatrząsł się cały stół.
– Te pioruny potrafią mocno bić. – Kobieta postawiła swoją szklankę spowrotem
do właściwej pozycji.
– To nie
burza. – Mruknął Christian.
– Więc
co? – Rosaline popatrzyła na niego pytającym wzrokiem.
–
Christian, pozwól proszę na moment. – Linette nagle pojawiła się w drzwiach
przerywając im rozmowę.
Rosaline
liczyła, że usłyszy odpowiedź na swoje pytanie, ale nadzieja jest matką
głupich. Pan domu oddalił się bez słowa, urwał całkowicie konwersację i wyszedł
z siostrą do holu tak, że ani ona, ani on nie byli widoczni dla pozostałej w
jadalni, młodej kobiety.
– Nic
nie pamięta. – Oznajmiła bratu Linette. – Nie będzie się pałętać tu po nocy,
najwyżej raz się ją przestraszy i się nauczy.
–
Dobrze.
– A
zmieniając temat… napijemy się dziś wieczorem?
– Jedyne
momenty, kiedy razem pijaliśmy to na uroczystościach rodzinnych, a ostatnio
dość często mnie o to prosisz. – Mówił Christian z podejrzliwymi oczami.
– Nie
wolno mi napić się z własnym bratem?
– Nie
mnie osądzać, wolno czy nie. Możesz przyjść do mnie wieczorem, jak dopilnujesz,
że nasza nowa lokatorka położyła się spać.
–
Świetnie. – Linette uśmiechnęła się delikatnie.
SPIDER